STOJĄC NA STARCIE ZAWAHAŁEM SIĘ, CZY URODZIŁEM SIĘ JUŻ JAKO IDIOTA, CZY ZGŁUPIAŁEM DOPIERO POTEM - RZECZ O TRIATHLONIE W JANOWIE
Nie tak dawno temu podszedłem do sprzedawcy na bazarze z pytaniem, czy jego warzywa są genetycznie modyfikowane, a marchewka do mnie: " O co ci chodzi"? ; i tak też poczułem się na starcie rzeczonego triathlonu (z regulaminowym wykluczeniem rowerów czasowych, lemondek i kasków czasowych oraz draftingu), stojąc wśród kilku rowerów z lemondkami, gości w kaskach czasowych (a także, jak się później na trasie okazało, niejednokrotnym i zupełnie celowym draftingiem. Ale zacząć przystoi, jak przeważnie, od początku. Stres był; Paweł, będący naszym kapitanem drużyny, wybrał nas do specyficznej formuły triathlonu. I gdy poznałem kolegów, wiedziałem, że czeka mnie ciężki dzień. Chłopaki z kajaku (Jakub, Mariusz), muskulatura rąk i obręczy barkowej jak moje udo, biegacz (Paweł) lata na luzie stówę (kilometrów, nie metrów) po górach, i ja - potrafiący się potkąć o własne nogi FIK, czyli "Fatalna Imitacja Kolarza" z wystającym brzuchem. I stres w górę. I wizyty w to