BACK ON TRACK, CZYLI NOWE OTWARCIE W TANDEMACH
Gdy na hasło "to teraz trzydzieści pompek!" robisz trzy, krzyczysz "pięćdziesiąt!" i padasz na twarz wiesz, że będzie się działo. I rzeczywiście się działo...
Bęben maszyny losującej jest pusty... i następuje zwolnienie blokady. Za liczbę dnia bęben wylosował 546. I choć dla osób, sporo jeżdżących na torze, nie będzie to większym szokiem, to dla mniej "objeżdżonych" liczba 546 okrążeń w sześciu sesjach - co daje około 130 kilometrów - powinna zrobić jakieś wrażenie. A mowa tu o ledwie jednym dniu treningowym tandemów na torze.
Tandemy; nowy rok, nowe otwarcie, nowe twarze; tylko tandemy zostały stare. Zmieniło się wiele; począwszy od trenera kadry narodowej, przez składy osobowe tandemów aż po wszelkie kwestie organizacyjne, związane z naszym jeżdżeniem.
Zmiany dotknęły i mnie osobiście; w moim zaś przypadku zmiana ta ma na imię Marek i jest moim nowym partnerem treningowym na ten sezon - co najmniej na ten sezon. Przynajmniej na to liczę, bo dobrze mi się z nim jeździ. Marek jest mocnym zawodnikiem; zarazem dość wysokim - i choć w starym, książkowym dowodzie miałem wpisane "wysoki" to przy Marku czuję się "raczej niski". Ma to o tyle znaczenie, że jak jeździmy na nieco za krótkim tandemie, to często czuję jego kask, wciskający się w moje nerki. Po przyspieszeniach, lub czasówkach, mam na plecach odciśnięte "ABUS".
To i tak detal; bardzo dobrze mi się z nim jeździ, a mamy obiecane, że przed zawodami uda się "wymyślić" dla nas bardziej odpowiedni rower.
Zmiany. Nowym trenerem kadry został Tomek Bala. Człowiek od lat siedzący w kolarstwie, bodajże od dwudziestu lat w tandemach. I od razu odczuły to moje mięśnie w górnych partiach ciała, bo prócz klasycznej jazdy na tandemie wprowadził na treningach coś, z czym się nigdy w życiu jeszcze nie spotkałem.
Wprowadził mianowicie rozgrzewki.
Myślę sobie, ki czort? Ale - jak napisałem na wstępie - po zrobieniu trzech pompek, gdy od rozbicia grawitacyjnie nosa o ziemię uratował mnie tylko kask, wstałem i trzęsącymi się rękami chwyciłem za tandem - nie, nie po to by od razu ruszyć, a po to, by skrajnie wyczerpany, utrzymać równowagę po pompkach, planku - który wykonałem zdaje mi się bardzo dokładnie, bo leżałem całkowicie poziomo od stóp do karku.
Tyle że na ziemi, a nie NAD ziemią.
Tomek pokazał nam też kilka ćwiczeń do wykonania. Że to niby rozciąga pewne partie ciała, że przygotowuje je do intensywnego wysiłku.
I tu nastąpił lekki konflikt interesów; bo choć głowa chciała, to moje ciało odmawiało wszelich prób rozciągania, wychodząc ze skądinąd słusznego założenia, że skoro jest ściągnięte, i dobrze mu z tym - to po co psuć, jak działa?
Wyniknęło też z tego jedno - pierwsze jak na razie - nieporozumienie moje i trenera, bo Tomek rzucił do mnie:
- Zrób choć jeden skłon.
Ze ściśniętymi szczękami z wysiłku rzuciłem:
- Robię przecież.
Wyraźnie nie zauważył mojego ciała, zgiętego lekko w kręgosłupie o kilka ledwie procent od pionu. Cóż; mięśnie w udach mam nieco bardziej wypracowane, niż ich umiejętność do rociągania się.
Trener zmrużył oczy.
Nie do końca też zrozumieliśmy się, gdy Tomek rzucił - chwyć palce u stóp - nogi mi się rozjechały jak psu nad przeręblem. Sprawdzałem i w domu - wychodzi, że jest to zwyczajnie, fizycznie niemożliwe, by siedząc chwycić rękami palce u stóp. Domyślam się czemu - mam albo za krótkie stopy, albo za krótkie ręce. Innej opcji nie ma.
Acz wydaje mi się, że dałbym radę chwycić stopy, gdybym nosił buty w rozmiarze 79.
Rozgrzewka, która według mnie powinna być prawnie zakazana, trwała w najlepsze. Trzęsły mi się ręce, trzęsły nogi, pot drażnił oczy, bolały mięśnie brzucha - a jeszcze nawet nie podszedłem do tandemu.
Myślę sobie; co tu się odjaniepawla... no, to żeś sobie Sławuś załatwił przeczołganie. Na własne życzenie, nadmienię.
Z powyższej perspektywy to z ulgą przyjąłem ruszenie w końcu na trening właściwy, już na rowerach. Tu tylko średnie prędkości z sesji rzędu 47 km/h, zmiany po piętnaście - dwadzieścia minut i w końcu przyspieszenia na końcu każdej sesji. Nic, czego moje nogi by nie zdzierżyły. W skrócie; z Markiem zaczęliśmy regenerację po tych prawie pięćdziesięciu pompkach. Prowadząc grupę, jadąc 50 km/h przez kwadrans, wypocząłem po rozgrzewce.
Pompki. Na co to komu? Zrobiłem aż cztery. Czyli, licząc dokładnie, trzy i pół. Cztery razy opadłem, a podnieść czwarty raz już nie zdołałem. Mam wyraźnie zbyt wysoką gęstość ciała, by podniosły je takie wątłe jak moje, rączyny, przypominające racice sarenek.
Aspekt czysto sportowy mamy już za sobą. Nowy trener przedstawił się z jak najlepszej strony, nowy - stary mechanik Jurek przedstawił się jak zwykle z najlepszej strony, niektórzy zawodnicy nie przedstawili się w ogóle, a niewidomi - cóż, niewidomi niedostrzegają żadnych zmian.
Od kiedy siedzę w kolarstwie i pisaniu, umiejętnie łączę te dwie kwestie. Gdy nie pójdzie mi jakiś wyścig mówię, że tak naprawdę to jestem redaktorem kolarskim, a gdy nie wyjdzie mi jakiś tekst - mówię, że tak naprawdę to jestem kolarzem. I to pisanie też zaprowadziło mnie na nieformale stanowisko skryby tandemowego.
Cyklicznie będę Wam przedstawiał zaplecze kadry tandemów, będę opowiadał coraz to lepsze gagi, wynikające z funkcjonowania w świecie niewidomych, będę też opisywał formalne wydarzenia - w tym, rzecz jasna, wyścigi.
Już teraz zapraszam Was na relację z Pucharu Polski, który będzie miał miejsce - także w naszym wydaniu - 26 i 27 kwietnia.
Tandemy.
Będzie się działo, oj będzie.
A ja będę dla Was reporterem, dla Marka - oczami, dla trenera - codzienną dawką zaskoczenia, dla mechanika - co ty jeszcze dasz radę spierdolić? - a dla kolegów z toru - ciężkim orzechem do zgryzienia.
Na koniec zaproszenie, które i tak będzie przez wszystkich zignorowane. Za dwa tygodnie, na torze w Pruszkowie, będą zawody tandemów. Zapraszam Was na widownię; podnieść nieco frekwencję.
Jasne; nie mówię o frekwencji takiej, jak kiedyś sam usłyszałem od znajomego z pracy Chińczyka, który zapytał mnie, ilu Polska liczy obywateli? Popwiedziałem mu, że poniżej czterdziestu milionów.
Zdumiony spojrzał na mnie, i zapytał:
- To w którym hotelu wszyscy mieszkacie?
Nie mówię aż o takiej frekwencji. Jeśli zjawi się dziesięć osób, poczytane to już będzie za wielki sukces frekwencyjny.
Komentarze
Prześlij komentarz