SŁÓW KILKA O TREZADO; CZYLI NIEAUTORYZOWANY I NIKOMU NIEPOTRZEBNY TEST SYSTEMU BEZDĘTKOWEGO I USZCZELNIACZA

 Jeśli nigdy nie uświadamialiście sobie, w jak złośliwym kraju żyjemy, spieszę Wam rozjaśnić, że u nas, chorobliwe niewymawianie litery „R” nazywa się… reraniem (inaczej rotacyzm). Chwila na przemyślenie; łapiecie? Nieumiejętność wypowiedzenia R to ReRanie, i ciekawym jest, jak się czuje pacjent u terapeuty – co Panu dolega… e...eanie… Oczywiście w rotacyzmie też R występuje, bo takim właśnie krajem jesteśmy. Złośliwym na potęgę.


Taką to paralelą rozpocznę w żadnym wypadku niesponsorowany oraz nieautoryzowany test produktów Trezado, bo jeśli chodzi o łapanie gum, w każdym możliwym zakresie, każdym możliwym rowerze oraz każdym możliwym terenie stałem się prawdziwym specjalistą (od marca, gdy to wróciłem na rower, do czerwca tych gum złapałem siedem. Tak, siedem, na przejechanych pięć tysięcy kilometrów). Rzeczywistość w tym względzie jest dla mnie wysoce złośliwa, jak „r” w nazwie reranie dla nie mówiących „r”. To było przyczynkiem do poszukiwania jakiś rozwiązań; jedno z nich podsunął mi Rady2Win – trener i zawodnik – w postaci „a spróbuj Trezado, jeżdżę i daję radę”. A spróbuję, a co.

Może też dam radę.

Co uważam za ważne na początku tego krótkiego tekstu; z marką Trezado nie łączy mnie nic, nie mam żadnego interesu względem tych produktów, nie piszę tego na niczyją prośbę, czy też nie otrzymuję nic w zamian. Zwyczajnie dzielę się swoją opinią z Wami – ale całkowicie nie interesuje mnie i nie wnikam, co z tą opinią zrobicie. Jak będziecie ją mieli tam, gdzie macie odciski od siodełek rowerowych; też dobrze.

Z rzeczy oczywistych; zakup, montaż – kupiłem zestawy do szosy i roweru przełajowego, bo względem niego na ten sezon mam więcej katorżniczych planów. Elementów, czysto zakupowych, nie ma co opisywać; poradziłaby sobie z tym nawet jedna z tych małp, co w Autostopem Przez Galaktykę chciały podyskutować o napisanym przez siebie Hamlecie. Prościzna.

Założenie nowych kapci i zalanie mleczkiem. Cóż; tu przyznam się bez bicia. Nie mając w tym względzie większego doświadczenia, skorzystałem z lekkiej pomocy, która dla mnie zarazem i nauką była, i już, koła wszystkie cztery obute, można ruszać w teren.

Teraz mięcho; czyli to, co najważniejsze w recenzji. Jeżdżę na Trezado w szosie i w przełaju. Szosa w tym sezonie jeździ sporo, przełaj jeszcze więcej; na obydwu tych rowerach poczyniłem kilka poważnych wyryp, co by oddać sprawiedliwość, że test naprawdę nie był przeprowadzony w laboratoryjnych warunkach.

Szosą pokonałem kilka razy odcinek szutrowy na wale wzdłuż Wisły, i to celowo pokonywałem go coraz szybciej, by sprawdzić, ile są w stanie wytrzymać opony. Wytrzymały sporo:

Kilka przejazdów, jak to ładnie brzmi – szosą po szutrze – ze średnimi w granicach 35 km/h – i żadna z opon nie strzeliła. Można?

Można.


By nie być gołosłownym, przegoniłem opony po kilku innych odcinkach szutrowych; zęby trzeszczały na równi z kamieniami, obijającymi ramę, ale cóż – czego to nie robi się dla testów. Odcinki szutrowe. Celowo przejechany – ech, te zabawy słowem – do odcinki odcinek wzdłuż POW. Tu też było bardzo, bardzo grubo; znający ten odcinek wiedzą, że nie ma tam ani kawałka równego szutru – jest za to wybój za wybojem, a to wszystko okraszone jest, jak dobra kasza – skwarkami – większymi i mniejszymi nierównościami.  




I, jak sami widzicie – odcinek ten zrobiłem ze średnią 39, a maksymalną 45 – to już dużo i dla kół, i dla szosowego roweru uwzględniając fakt, iż leci się po kamieniach. Opony? Dały radę.

Ani jednego kapcia. Mało? To proszę, dobiłem to jeszcze sprintem po dziurach i kamieniach. Średnia?  




Średnia jak widać, bo jak tatuś zrobi dzióbek, to nie ma kapturka we wsi, jechałem, jak gdybym leciał pożyczonym rowerem do momentu konstatacji, że jadę swoim, i tylko dlatego zwolniłem.

Przełaj. Skoro testować brutalnie szosę, to czemu nie zrobić tego samego z przełajem, który nominalnie wytrzymać powinien jeszcze większą rzeźnię? Tak też zrobiłem, i co może zabrzmieć absurdalnie po dwóch latach bez roweru, założyłem opony z mleczkiem i machnąłem, niemalże z biegu, 124 km na Gravel Folks. Jako że cynicy, szubrawcy i złośliwcy twierdzą, że jedyne w czym się specjalizuję, to kraksy, to cóż mogę powiedzieć – mają rację, bo na Gravel Folks też leżałem, ale i te opony dały radę, mimo jazdy na nieco zbyt dużym ciśnieniu.



 było co jechać, i było po czym jechać; to Mazowsze, więc gór uświadczyć można tylko pod warunkiem posiadania wysoce rozbudowanej wyobraźni, ale co do różnorodności terenu, zastrzeżeń mieć nie można.

Przejeżdżaliśmy – cały, długi początek trasy miałem niewątpliwą przyjemność pokonać ramię w ramię z Radkiem Rogóżem, ikoną i mistrzem ultra, zarazem fantastycznym człowiekiem, i żadną tajemnicą jest, że moim celem nadrzędnym (poza testem opon) była właśnie chęć osobistego poznania się. I poznałem, i miałem przyjemność jechać razem i zamienić niejedno zdanie. Radek – inspirująca postać, i z żalem przyjąłem, że musiał zjechać z trasy na setnym kilometrze, bo fantastycznie się nam współpracowało; resztę drogi do mety pokonać musiałem sam.

Trasa? Było na niej… łatwiej napisać, czego nie było – bo nie zarejestrowałem tylko toru kolarskiego, bo nawet tor strzelecki na niej się znalazł. Jechaliśmy po: piachu, błocie, płytach betonowych, bruku, signlach, lasach, łąkach, korzeniach, innych płytach, kostce, ścieżkach, i po wszystkim, co da się znaleźć w mazowieckim.

Nadal – żadnego kapcia.

Nadal przełaj – tym razem zmieniłem lokalizację na północno-wschodnie rubieże Polski, i pojechałem incognito na Szuter Master Suwalszczyzna. 170 kilometrów wyrypy po wszystkim, co ogarnia ludzka wyobraźnia. Na całej, przebogatej w przeszkody trasie, największe zdziwienie budziły pokonywane sporadycznie odcinki asfaltowe.



I nadal – żadnego kapcia. 

Trezado daje radę? Daje.

Co możecie zrobić z tą wiedzą?

To już kompletnie mnie nie interesuje, bo – jak wspomniałem – nie mam żadnego interesu związanego z Trezado, dzielę się tylko swoją opinią.

Bo mogę.

Chcecie, próbujcie, nie chcecie – też dobrze.

Ja po prostu lubię pisać.

I jeździć na rowerze.

I pisać o jeździe na rowerze. 


Komentarze