KAŻDY JEST SZCZĘŚLIWY, DOPÓKI NIE ROZPAKUJE PREZENTU

Zdjęcie wyłącznie poglądowe, bo przecież wszyscy wiecie, że nie czyta się tekstów pozbawionych obrazków... Fot: Marek Bala, Salon Rowerowy Naszosie


Lata temu słyszałem rozmowę, bodaj chwilę przed walentynkami. Chłopak mówi do dziewczyny - i wiesz, zabiorę cię do Włoch! A ta, szczęśliwa, już mazać się zaczyna, po czym chłopak precyzuje: wiesz, spod Dworca Centralnego autobusem 127 będzie najszybciej... 

Mniej więcej tak właśnie się poczułem, gdy dwa dni przed pierwszym startem szosowym odebrałem pewien telefon. I od razu, sam mając bolesną nauczkę, spieszę doradzić i Wam dwie piekielnie ważne rzeczy.
A) nigdy, przenigdy - jak chcecie względnie spokojnie przespać noc - nie sprawdzajcie listy zgłoszonych na zawody,
B) nigdy, przenigdy nie odbierajcie telefonu, jak przed zawodami dzwoni do was ktoś ze szczytu elity, i to jeszcze z tego bardziej spiczastego końca.
I, czym prędzej, spieszę Wam wszytko, jako wielce oddany narrator, rozjaśnić. 
Jedziesz sobie przepalić nogę na start 200 km, na którym ci nie zależy, bo ani nie chcesz walczyć w generalce, ani to nie twoja seria wyścigowa i mało znanych ci zawodników. Ot, idealny start jak nie masz nogi i chcąc uniknąć kompromitacji masz do wyboru trzy rzeczy: symulowanie kontuzji, gdy zostaniesz pół godziny za peletonem, b) ja tu tylko treningowo, realizuję zalecenia trenera nieprzekraczania tętna 110 (gdy żadnego trenera rzecz jasna nie masz) c) to Brevet (ultramaratony), w którym nie jeździłeś i jeździć raczej nie zamierzasz, ale jak zaprasza cię organizator, to się po prostu nie odmawia.
I gdy chcesz jechać z nastawieniem czysto treningowym, nie mając pojęcia, w jakiej firmie obecnie się znajdujesz, a noga po potrąceniu przez samochód czasem się jeszcze "odzywa", gdy chcesz po prostu pojechać sobie incognito, spokojnie, bez żadnych szaleństw....
...na liście startowej dostrzegasz takich wyjadaczy ultra, że siadasz cichutko w kącie i chlipiesz.
Taki Cezary U. (nie to, że prokurator się dopytuje, po prostu stosuję się do wytycznych RODO...) który dystanse poniżej 300 km uznaje za rozgrzewkę, a po starcie licznik włącza dopiero po minięciu półmetka, bo wcześniej mu się to po prostu nie opłaca - pulsometr przed 12 godziną wysiłku stale pokazuje mu przecież stan "hibernacja", czy też taki Radosław R. (też poszukiwany) który rozgrzewając się przed ostatnim maratonem w Bieszczadach omyłkowo zahaczył o Słupsk, który też, po zejściu z roweru po 24 godzinach jazdy mówi "no, to teraz na drugą nóżkę", czy w końcu taki Norbert S. który w poszukiwaniu tego jednego, właściwego, acz monochromatycznego kadru potrafi przejechać trzy razy naokoło Kampinos (i rzeczony kadr znajdzie rzecz jasna dopiero pod swoim domem).
Przecież z takimi rzeźnikami brać się za bary to jak stanąć na ringu przed Mike Tysonem... znaczy stanąć to i bym stanął, ale walka trwałaby do pierwszego ciosu. Jego, dodam może zupełnie niepotrzebnie.
No i B) - nie odbierajcie telefonu, gdy dzwoni do was ktoś pokroju Tomka M. (jeszcze nie poszukiwany, ale tylko dlatego, że się dobrze adwokatami zasłania, ale przyjdzie kryska na matyska...). Nie odbierajcie, gdy dzwoni ktoś tak niesamowicie silny, a wam podnoszą się wszystkie włoski na karku i do mózgu przedziera się nawet własne jelito w panicznej próbie odcięcia dopływu tlenu, by nie pozwolić na odebranie tego, w istocie śmiercionośnego telefonu.
Odbierasz jednak. Naiwnie odbierasz. Cóż; jasne i oczywiste - też chce wystartować. I to z kolegami. Z których znam kilku i wiem, jak bardzo, jak strasznie bardzo boli jechać z nimi dystanse połowę krótsze, a tu do machnięcia masz 200 km...
Będąc chronicznie pozbawionym drobin nawet asertywności, potwierdzam, że też tam się wybieram. I choć całe moje jestestwo protestuje (niemo rzecz jasna) także twierdząco odpowiadam na kolejne pytanie:
- a może pojedziemy w jednej grupce? 
Co, ja,  do cholery, zrobiłem....
Cóż. Jadę jako gość "specjalny" więc wycofać się nie można, ale za to można - należy wręcz - oberwać taki łomot, że może rzeczywiście będzie potem o czym pisać...  

Komentarze