JESTEM TAK STARY, ŻE JAK OSTATNIO WYCHODZIŁEM Z MUZEUM, ZAŁĄCZYŁ SIĘ ALARM, CZYLI GALA MASTERS 2018


GALE MAJĄ TO DO SIEBIE, ŻE ICH PO PROSTU - Z ZAŁOŻENIA I Z ZASADY - NIE TRAWIĘ. WYJĄTKIEM BYŁA TA, NA KTÓRĄ ZOSTAŁEM ZAPROSZONY JAKO LAUREAT KLASYFIKACJI, O KTÓREJ ISTNIENIU WCZEŚNIEJ NIE MIAŁEM ZIELONEGO POJĘCIA

Głównym powodem, dla którego wybrałem się na galę, była chęć zobaczenia kolegów i koleżanek saute, czyli bez kasków i okularów. Uwierzcie; standardem w naszym rowerowym świecie jest stwierdzenie "jakbyś założył kask i okulary, bym cię poznał". Dlatego też zjechawszy do Łodzi z akceptowalnym spóźnieniem pięciu minut (cóż; trzy kolizje na autostradzie pod rząd swoje zrobiły, ale że w tym czasie polecieli tylko młodzicy, to nic nie straciłem) i przyglądałem się, kto jest kim.
Były tam same wielkie, zaproszone nazwiska. 
Byli najlepsi kolarze - amatorzy. 
Były tam prawie wszystkie najlepsze dziewczyny z peletonu. 
I ja. 
Plącząc się między tymi, których rozpoznałem, poznając też tych, których w "normalnych" warunkach rozpoznaję po kaskach i strojach, pożarłem ze trzy kawałki banana, ciastko i czekałem lekko znudzony, z zachwytem jednak przyglądając się koleżankom w strojach wieczorowych. O. Ra. Ny. To ja, ubrawszy się w swój najekskluzywniejszy, najpiękniejszy sweter z zagranicznego butiku, wyglądałem przy nich jak dzwonnik z Notre Dame, potrącony przez samochód. Trzy razy. Zobaczyłem Magdę Ch. (powiedziałem jej, że spóźniła się na rozdanie nagród juniorek), zobaczyłem Sylwię S. (nic nie powiedziałem, tylko przeczesałem sobie resztki moich siwiejących włosów) i chwilę stanąłem przy najlepszych z najlepszych.
Znający środowisko wiedzą, kim jest Daniel Ch., Grzegorz G., Marek S., Piotr B, i kilku innych - to elita elit, po czym dość szybko stamtąd się zawinąłem, mówiąc dziewczynom, że tam stoją sami kolarze, to co tam będę im przeszkadzał, i pogadałem chwilę z Arturem B. (wygrzmocił się niedawno, rozcinając sobie brzuch i do teraz nie wie, jak to zrobił) oraz Tomkiem K. (który to miesięcznie pokonuje więcej kilometrów, niż ja rocznie). 
Oczywiście wyczytywanego swojego nazwiska nie usłyszałem (dzięki Grzesiu za refleks!); zdążył mnie zawołać zwycięzca mojej kategorii, odebraliśmy te swoje kawałki marmuru, których wykonanie nieco mnie zaskoczyło, bo nie był to pucharek z marketu za 1,49 zł, cyknęli nam kilka zdjęć i to już "jest koniec, nie ma już nic, jesteśmy wolni, możemy iść", co też zrobiliśmy, jednak uprzednio zjedliśmy jeszcze kolację.
To też był ciekawy element wieczoru - całkowicie pomijając kwestię zjedzenia dobrego dania for free - ale też możliwość przeprowadzenia kilku ciekawych rozmów, choćby z szefostwem ŻTC Bike Race oraz Krzysztofem S., w zupełnie innej tematyce.
Cóż; nie ma to jak uczestniczyć w gali i być nagrodzonym za klasyfikację roczną, o której wcześniej nie miałem zielonego pojęcia...
Jedno zdanie na poważnie. Nie mogę ze względów politycznych powiedzieć, czego dotyczyła rozmowa i kto był w niej głównymi interlokutorami (ja byłem jedynie słuchaczem) jednak uwierzcie mi na słowo - niezwykłym wyróżnieniem było usłyszeć kilka zdań, powiedzianych przez aktualnego Mistrza Świata Masters Grzegorza na mój temat... wrażenie - bezcenne. Zaskoczenie tym większe, że przecież nie zna mnie jakoś specjalnie dobrze, ścigaliśmy się wszystkiego cztery, czy pięć razy ramię w ramię i uciekaliśmy ledwie dwa razy.
Wystawił mi laurkę.
Po czym chciał mnie trzepnąć w ucho, jak zapytałem, kogo ma na myśli.
Dzięki Grzegorz. 
To dla mnie prawdziwe wyróżnienie. 



Komentarze