REPORTAŻ "Z MASTER OF DISASTER PO MISTRZOSTWA ŚWIATA", CZYLI RZECZ O SENNYM MIASTECZKU KUFSTEIN

Kufstein, czyli deptak, będący jednocześnie skrzyżowaniem, rondem, ścieżką rowerową i chodnikiem. I to działa...

Ciche, bardzo spokojne, senne wręcz miasteczko uwiło swoją kolebkę w dolinie rzeki Inn. Wyszedłem na pewien plac; ot, reprezentacyjny deptak, ciągnący się wzdłuż rzeki oraz wzdłuż ścieżki rowerowej, biegnącej również przy rzece. Zatrzymałem się na środku deptaku; i z zaskoczeniem patrzyłem, co tam się dzieje. Na deptaku nie ma namalowanych żadnych linii. Żadnych znaków. 
Miejsce, gdzie zatrzymał się czas. Około stu metrów od linii startu

W jednym miejscu nowoczesny, modernistyczny biurowiec sąsiaduje ze starym miastem, nowoczesny hotel sąsiaduje z alejką zabytkowych domków... u podnóża zamku druga część deptaka, wyłożonego kostką. I ten ruch uliczny... przecież gdyby u nas zrobić taki eksperyment, bez wyznaczenia żadnego pierwszeństwa przejazdu przez miejski ryneczek, doprowadziłby on do katastrofy w ruchu lądowym (a może i wodnym, bo Inn dziesięć metrów dalej). 
Za dwa tygodnie będą tu tłumy ludzi. Także na rowerach
Pamiętajmy, że przez ryneczek przejeżdżają i rowerzyści i chodzą piesi. I wszyscy współistnieją. 
A ja zamarłem tam na dwadzieścia minut niczym żona Lota i patrzyłem. Po prostu patrzyłem na to wszytko, co przede mną. Kolejne sto metrów dalej - wszytko w obrębie głównej części miasta, rynku, wąskich, typowo turystycznych, brukowanych uliczek za dwa tygodnie ustawi się przeszło dwustu zawodników z nieprzebraną liczbą osób towarzyszących. 
"Zdjęcie sprzed stu lat, koloryzowane" aż korci podpisać. W tym roku na pewno wyglądać będzie tak samo

Zatrzymałem się w miejscu linii startu; gdzieś po środku - i gdzieś tu właśnie stanie Peter Sagan, jako obrońca tytułu(ów). 
Zatrzymał się przy mnie koń. Nawet dwa; dorożka poruszała się całkowicie swobodnie, bo woźnica zajęty był czymś znacznie ciekawym, niż powożenie. Samochód, nie mogący przejechać, po prostu stał, aż dorożkarz, niespiesznie, wróci na dorożkę. Nikt nie trąbił. 
Przed sobą widziałem most; zawodnicy przejadą nim zaraz po starcie honorowym.  
Zdjęcie mi oczywiście nie wyszło, ale mam to w nosie; fotografem nie byłem, nie jestem i nie będę. Uchwyciłem moment, w którym woźnica wracał na swoje stanowisko chwilę po tym, gdy idące samopas konie skręciły w niewłaściwą uliczkę







Komentarze