SZTUCZKA Z OBRUSEM, CZYLI WSTĘP DO MISTRZOSTW POLSKI MASTERS W STARACHOWICACH

Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem... fot: Polandbike

TRUDNE SŁOWO - PRESTIDIGITATORZY CZĘSTO POKAZUJĄ SZTUCZKĘ, POLEGAJĄCĄ NA WYRWANIU OBRUSU ZE STOŁU W TEN SPOSÓB, BY NIE ZRZUCIĆ STOJĄCEJ NA NIM ZASTAWY. CAŁA SZTUKA POLEGA NA JEDNYM, MOCNYM I WŁAŚCIWIE SKIEROWANYM SZARPNIĘCIU

Cóż, nawet znając teorię, nie byłem w stanie jej wprowadzić w życie, głównie dlatego, że w czasie jej wykonywania jechałem na rowerze. 
Wyjaśniam niezwłocznie, bo to jeden z tych krótkich wpisów. Zbyt wiele mam przemyśleń na "gorąco" po mistrzostwach Polski, by zawrzeć je wszystkie w jednym, przydługim wpisie. Na pewno powstanie ich kilka. Pogoda w Starachowicach nie rozpieszczała; było zimno, wietrznie, co i rusz padał deszcz. 
Oczywiście nie wziąłem ze sobą swojej bandany pod kask - prawie zawsze używam właśnie szmaty, a nie czapeczki. Jako że kibicowałem Mirkowi, który wcześniej kończył Starachowicką Strzałę; poleciałem go znaleźć; niemal zawsze wozi ze sobą pełną garderobę w bagażniku, a nuż będzie mógł mnie czymś poratować. 
Mógł. Dał mi czapeczkę. I kilka żeli, które przecież mi się skończyły.
I popełniłem błąd młodzika, by nie powiedzieć gorzej. Założyłem pod kask czapeczkę, całkowicie mi nieznaną, na stosunkowo ważny wyścig... daszkiem do przodu....
Efekt? 
Start honorowy pokonany w treningowym tempie. Bez problemow, acz na pierwszym podjeździe musiałem się już nieźle sprężyć. 
A start ostry... wiecie, jak takie starty wyglądają? Chwila moment i idzie ogień, zawodnicy zasuwają jakby jutra miało nie być, nie ma czegoś takiego jak "spokojne wprowadzenie się w wyścig". Trzeci, czwarty zakręt a już z przodu miga sylwetka Daniela; już próbuje samodzielnego odjazdu.
Nagle ciemno.  
Daszek czapeczki opadł mi na oczy. 
Poderwałem rękę z kierownicy, co specjalnie rozsądne na zjeździe nie jest, podniosłem daszek, opuściłem rękę na kierownicę.....
... i znów ciemno.
Zadarłem łeb do góry, by choć odrobinę więcej widzieć coś więcej, niż tylko swój mostek kierownicy, kark boli, niewygodnie jak cholera, podnoszę daszek...
... znów ciemno.
Moje pierwsze dziesięć kilometrów walki podczas MP było walką z daszkiem. A pies trącał, kto atakuje, i tak tego przecież nie widzę, mimo że potylicę kładę już na łopatki. Koledzy z boku patrzą, co ja wyczyniam, na zjeździe gmerając przy kasku, ale cóż powiedzieć - wolę widzieć cokolwiek, niż nic. Sygnalizują ostry zakręt...
...znów ciemno. Nie wiem nawet, w którą mam się składać. 
O panie, o mamo. Zaraz będzie fajnie... ćwierć sekundy, podrywam rękę, rower przyspiesza (zjazd, a ja ciężka krowa przecież jestem) wyłapuję, w którą skręcamy...
...ciemno...
Zrobiłem sztuczkę z obrusem, wyciąganym spod zastawy. 
W czasie szybkiej jazdy ściągnąłem czapeczkę spod kasku i wsadziłem w kieszonkę. Tętno 40 w górę.
Widzę gdzie jedziemy!!! 
W czasie zdejmowania czapeczki straciłem ze 20 pozycji; kask wówczas miałem wszędzie, włącznie z tchawicą.
Odrobienie choć kilku straconych pozycji przy tym szale jazdy kosztowało mnie wiadro sił...

CDN

Komentarze