TRZEBA AKCEPTOWAĆ KIEPSKIE CHWILE, BY RADOSNE PRZEŻYWAĆ INTENSYWNIEJ

Koniec wyścigu dla Pinota, fot. Cicloweb.com

CYTAT Z JEREMIEGO ROYA PRZYTOCZYŁEM NIE BEZ POWODU, W NAWIĄZANIU DO WSZYSTKICH KOMENTARZY O TYM, ŻE CHRIS FROOME SIĘ SKOŃCZYŁ, ŻE GIRO JEST JUŻ PRZEZ YATESA  WYGRANE, ŻE JUŻ NIC SIĘ NA OSTATNICH TRZECH ETAPACH ZMIENIĆ NIE MOŻE, BO CAŁY MITCHELTON-SCOTT JEDZIE GENIALNIE Z "TRUSKAWKĄ NA TORCIE" W  POSTACI DOBRZE DYSPONOWANEGO YATESA

Kolarstwo jest okrutne. Po prostu. Jest bezwzględne. Jest koszmarne. Jest piękne. 
Chris Froome jedzie od początku jak cień samego siebie - całkowicie niezależnie od faktu, czy się go lubi czy nie, czy się go uznaje, czy też nie, czy jeździ "ładnie" czy też jeździ brzydko i babsko "młynkuje". Sylwetkę na rowerze ma jakby fitting przeprowadzał u Zenka w garażu, kręci się, wije, jeździ wiecznie pochylony, na rowerze siedzi niczym rachityczny pająk, mocno przetrącony kapciem w rogu pokoju. 
Ale jest piekielnie skuteczny. 
Yates prowadzi zdecydowanie, odbierając rywalom chęć do walki - Pinot powiedział nawet, że Yates jest nie do ruszenia. Trzy etapy w maglia rosa.
Pinot jedzie mocno, równo, wdziera się pod koniec na podium klasyfikacji generalnej. 
Dumoulin jedzie równo, ale nie błyskotliwie. 
Astana jedzie... dobrze, ale dziwnie...
Froome, prócz przebłysku na Zoncolanie, jedzie słabo, bo już dzień po zwycięstwie na Zoncolan odpada od grupy liderów. 
Wyścig jest już wygrany dla Micheltona, nic się zmienić nie może, bo Yates musi się obronić tylko na dwóch górskich etapach i zostanie etap przyjaźni do Rzymu. Czasówkę przecież przejechał dobrze. 
Po czym zaczynają dziać się rzeczy, wykraczające poza możliwość ich przewidzenia. 
Yates słabnie od początku etapu, dystans traci w oczach. 
Froome atakuje solowo, decyduje się na 80 km, szalony rajd po górach. Zwycięski. 
Koślawy, pokręcony i niesymetryczny. Ale piekielnie skuteczny. Fot: Cyclingnews.com

Yates dociera do mety nieprzytomny, tracąc 40 minut i żegnając się z maglia rosa. 
Dzień później Froome, jadący już w maglia rosa broni się przed atakami Dumoulina, ale za ich plecami dramat przeżywa Pinot. 
Słabnie tak bardzo, że na mecie traci ponad 45 minut, żegnając się z podium generalki ostatniego dnia prawdziwej rywalizacji, mimo pomocy całej niemal ekipy wygląda tragicznie; widać, że limit dawno już przekroczył. 
Do ostatniego etapu nie przystępuje, bo trafia wieczorem, skrajnie odwodniony, do szpitala.  
Ostatni etap - poza etapem przyjaźni - przewraca klasyfikację generalną do góry nogami.
Tyle w temacie dzielenia nagród jeszcze przed zakończeniem rywalizacji. 
Bo zasada jest w sumie dość prosta; wyścig kończy się za metą, a nie choć kawałek przed nią. 

Komentarze