ROZDWOJENIE JAŹNI, CZYLI KOLARZ - AMATOR NA ŚCIEŻCE ROWEROWEJ

Screen z Tvn24 - czołowe  zderzenie dwóch rowerzystów...

LATA TEMU, GDY JESZCZE UMIAŁEM CZYTAĆ, ZGŁĘBIAŁEM W RAMACH RELAKSU PEWNE TAJNIKI SYMBOLIZMU, WÓWCZAS BARDZO MNIE INTERESUJĄCEGO. JAKO ŻE SYMBOLE ROZPATRYWAĆ MOŻNA NA WIELU PŁASZCZYZNACH, ZNÓW WRÓCIĆ CHCIAŁBYM DO SYMBOLU WIZUALNEGO, CZYLI DO BIAŁEGO ROWERU

Piję do symbolu roweru, namalowanego na ścieżce rowerowej / znaku drogowym. I, jak ta żaba, stojąca pośrodku, bo nie może się zdecydować, czy dołączyć do zwierząt pięknych czy mądrych, nie do końca wiem, po której stronie jezdni powinienem jechać w czasie realizowanego treningu. 
Chciałbym wbić lekką szpilę; także sobie samemu w ramach wspomnianego rozdwojenia jaźni. Jeżdżąc rowerem cywilnie (choćby do pracy), gdzie tylko mogę, poruszam się ścieżkami. Czy to dla mnie jest bezpieczne? 
Nie.
Już spieszę wyjaśnić, czemu. Połamana ręka w trzech miejscach, dwie brzydkie kraksy,  potrącenie przez samochód Juventusu, niepoliczalna ilość zagrożeń, czających się w każdej bramie, przy każdym wyjeździe, parkingu, przy każdym pieszym, wózku, innym rowerzyście.. 
Lecz o ile jeszcze w ramach jazdy "zwykłej", ze stresem i stałym niepokojem jazdę po ścieżce akceptuję, o tyle znacznie więcej pytań pojawia się w odniesieniu do jazdy treningowej. 
Kolejno: z jaką prędkością porusza się tradycyjny rowerzysta, ot, jadąca pani z pracy, czy też mama, wracająca z dzieckiem z przedszkola? 15 km/h, jadąc zygzakiem? 
Czy moja prędkość, oscylująca między 35 a 45 km/h jest dla nich, na tej samej ścieżce, bezpieczna? 
Dwa: do prowadzenia samochodu wymagana jest przynajmniej namiastka znajomości prawa o ruchu drogowym. Do prowadzenia roweru - realnie patrząc - wymagane jest... posiadanie roweru. Czy poruszanie się w takim wypadku moje - przy nieco większych prędkościach - bezpieczne jest dla np. uczennic, jadących ze szkoły z telefonami w rękach? Nawiązuję do jesiennej sytuacji, gdy wyłożyłem się na ścieżce właśnie, wracając z treningu, nomen omen dwieście metrów od domu, bo dziewczyna, jadąca mi naprzeciw, sięgając po telefon nagle zjechała mi na czołowe?  Czy na oko gimnazjalistka ma blade pojęcie o poruszaniu się w ruchu drogowym? Przecież gdybym ją trafił (jechała oczywiście bez kasku) to katastrofa murowana. Jej katastrofa. Dlatego wybrałem jedyne racjonalne rozwiązanie, czyli wyłożenie się. I do teraz żałuję, że prócz dwóch słów, jak już się pozbierałem, nie roztrzaskałem jej telefonu o ścieżkę na milion kawałków. 
Trzy: czy jazda kogoś, kto porusza się z prędkością bliższą skuterowi niż zwykłym rowerom jest bezpieczna dla wszystkich pozostałych użytkowników ścieżek? Czy też moja obecność wśród samochodów wówczas ma nieco większą rację bytu? Poruszam się wszak między nimi płynnie i przewidywalnie... 
Od razu dodam - zawsze czuję się pewniej wśród samochodów, jadąc rowerem. Mniej więcej mogę zakładać, posiadając od lat prawo jazdy i będąc regularnym kierowcą, czego mogę się po kierowcach spodziewać. Mogę zakładać, że przynajmniej widział kodeks ruchu drogowego na oczy. Że rozpoznaje ze trzy, cztery znaki drogowe. Poruszam się między samochodami pewnie, nie przeszkadzając im, nie zajeżdżam drogi, rozglądam się stale - właśnie dlatego, że też jestem kierowcą samochodu. Nie wykonuję manewrów z czapy; zawracania w miejscu, skręcania bez sygnalizowania, jeżdżenia środkiem drogi czy też nie przemykam na czerwonym, bo mnie światła nie dotyczą. 
Cztery: moja droga hamowania na ścieżce rowerowej z prędkości 45 km/h może się okazać niewspółmierna do hamowania pani, jadącej z torbami ze sklepu. 
Sygnalizowanie manewrów przez standardowych użytkowników ścieżek woła o pomstę do nieba; po prostu nie istnieje, a odwracanie się rowerzysty przed jakimkolwiek manewrem rozpatruję zawsze w kategorii cudu. Połamana ręka półtora roku temu wynikała właśnie z tego - że pani, jadąca z telefonem w ręku przede mną nagle postanowiła skręcić, prosto mi przed kołem. Nie mając żadnych szans na wyhamowanie (uderzyłbym ją prosto w kręgosłup) wybrałem widowiskowe salto z rowerem. 
Pięć: kierowcy - włączając się do ruchu (z bramy, z parkingu, z zatoczki etc) przyzwyczajeni są do wystawiania "nosa" na tyle daleko, by zyskać widoczność z dwóch stron. Ścieżka zawsze wypada między linią ogrodzeń a jezdnią / chodnikiem, co znaczy, że kierowca chcąc dostrzec jezdnię w pierwszej kolejności musi "wbić" się na ścieżkę, by cokolwiek widzieć. A to oznacza, że dość szybko cała maska samochodu nagle znajduje się przed moim nosem, zanim kierowca dostrzeże mnie, że się do niego zbliżam. Kolizja murowana, bo dysproporcja prędkości jest dla kierowców często mylna; ot, kierowca rusza, bo się przecież śmiało zmieści, nawet gdy zauważy mnie z pięćdziesięciu metrów, ale zanim on ruszy, ja już jestem przy / przed nim... 
Sześć: nie uwzględniam tu żadnych kwestii, związanych z absurdalną infrastrukturą ścieżek; ten temat był już poruszany, ale każdy poruszający się rowerem szosowym wie, że jeżdżenie ścieżką rowerową takim rowerem jest dla niego zabójstwem. Ścieżki wykonane są bowiem idealnie, ale w odniesieniu do pomysłowego toru przeszkód.
Siedem: ostatnie pytanie. Czy jadąc treningowo, z konkretnymi założeniami, określoną prędkością, bliżej mi do kierowcy, poruszającego się jezdnią, czy też do oszalałych z beztroski rowerzystów, jeżdżących po ścieżce jak po swoim podwórku? 

Komentarze