MECHANIK 2, CZYLI SAGAN W NOWEJ ROLI PODCZAS PARIS ROUBAIX

Prawdziwy zwycięzca czai się za plecami Sagana. Fot: Boston Herald

PRZED LATY, GDY NIEPODZIELNIE PANOWAŁ JEDEN KRÓL, EDDY MERCX, PO POWAŻNEJ KRAKSIE NARZEKAŁ NA BÓLE PLECÓW. ZDARZAŁO MU SIĘ - W CZASIE JAZDY! - WYCIĄGAĆ KLUCZ Z KIESZONKI, ZMIENIĆ POZYCJĘ SIODEŁKA, BEZ SCHODZENIA Z ROWERU, PO CZYM KONTYNUOWAŁ JAZDĘ. DO DZIŚ NIE WIADOMO, CZY BYŁA TO REALNA POTRZEBA, CZY TEŻ WIDOWISKOWA PRÓBA ONIEŚMIELENIA RYWALI.  

Podczas Paryż Roubaix podobnej rzeczy dokonał Peter Sagan, tyle że on w czasie jazdy dokręcał mostek roweru. Także ciężko ocenić, czy była to realna potrzeba, czy chęć wpłynięcia na morale rywali...
Prawdziwy, klasyczny sezon kolarski zakończył się dziś na welodromie w Roubaix. Teraz zaczną się wyścigi etapowe, zimno kalkulowane, przemyślane, przepełnione strategią, taktyką i okraszone zmysłem dyrektorów sportowych, dyrygujących z samochodów zawodnikom. To, co piękne w kolarstwie - w tej "romantycznej" odmianie - kończy się wraz z królową klasyków, czyli Paryż Roubaix. 
Nie można nie wspomnieć o zaskakującym zwycięzcy wyścigu- czyli o Silvanie Dillierze. Tak; dobrze czytacie, o Dillierze. Bo mówię o ludziach, nie herosach, Sagan (na kresce pierwszy) jest z innej planety i jako takiego, nie uwzględniam go w niniejszej klasyfikacji. 
Dillier pojechał wyścig życia. Uciekał w kwartecie przez wiele kilometrów, a gdy doszedł ich Sagan - jako jedyny utrzymał jego koło i jeszcze - co zaskakujące! - wychodził na zmiany. Pojedynek na torze także był zacięty - i mimo całej sympatii dla Sagana, po cichu myślałem, czy ów znacznie mniej znany zawodnik nie sprawi psikusa roku Saganowi... 
Nie zmienia to faktu, że - prócz oczywistego Sagana - stał się bohaterem wyścigu. Na uznanie głównie zasługuje za dawanie zmian mistrzowi świata, o którym przecież wiedział, że szans na ogranie go na kresce nie ma praktycznie żadnych, tym bardziej po kilometrach, spędzonych w ucieczce. A mimo to nie wiózł się na kole Petera, tylko z nim pracował. Ot, przykład prawdziwego, walecznego charakteru. 
Jak i Wout van Aert, którego z ostatecznej rozgrywki w goniącej ucieczkę grupie wykluczyła guma, złapana w najgorszym z możliwych momentów. 
Pisałem jakiś czas temu o tym, że to wiosna tworzy późniejszych mistrzów peletonu. Pisałem o Olivierze Naesenie. O Jasperze Stuyvenie. 
Do tego grona dołączają ponadto: Dillier, oraz objawienie tego sezonu - Wout van Aert. 
Końcówkę wyścigu obejrzałem. Trasa pobudziła - mimo dopiero zakończonego Ronde van Vlaanderen, z którego jeszcze nie poschodziły mi odciski - wszystkie wspomnienia mięśniowe z Roubaix, po przejechaniu tamtej trasy. 
Chyba wiem dlaczego Ronde jest najważniejsze na świecie - dla Belgów - a dla wszystkich pozostałych - najważniejsze jest jednak Paryż Roubaix... 

Komentarze

Prześlij komentarz