LEPIEJ ŻYĆ W KLĘCZKACH, CZY UMRZEĆ STOJĄC, CZY TEŻ LEPIEJ ŻYĆ STOJĄC, A UMRZEĆ W KLĘCZKACH?

Filottrano oddające hołd Michele Scarponiemu


BŁĘKITNO-BIAŁO-ŻÓŁTE BALONY WYPEŁNIAŁY DUKTY ŚREDNIOWIECZNEGO MIASTECZKA. TŁUMY LUDZI, CZĘSTO PRZYOZDOBIONYCH RÓWNIEŻ BŁĘKITNYMI ELEMENTAMI, SPACEROWAŁY WZDŁUŻ BARIEREK A POD WIELKIMI, TAKŻE GŁÓWNIE BŁĘKITNYMI BANERAMI. TO SENNE MIASTECZKO W UBIEGŁYM TYGODNIU ODWIEDZIŁO JEDNORAZOWO WIĘCEJ LUDZI, NIŻ ŻYJE TAM MIESZKAŃCÓW. 

Tym miasteczkiem było Filottrano, leżące w centrum Włoch, gościło metę wyścigu Tirreno-Adriatico, a ogrom barw, plakatów oraz zdjęć w błękitnych barwach upamiętniały zmarłego tragicznie w ubiegłym roku Michele Scarponiego. Tam mieszkał; także tam potrącony został śmiertelnie przez furgonetkę w czasie treningu. Niewiele przed rocznicą tego zdarzenia zmarł też - z naturalnych przyczyn - kierowca tej furgonetki... 
Śmierć Michele Scarponiego po raz kolejny wstrząsnęła światem sportowym; choć nie była pierwszą, to tym razem dotknęła wyjątkowo lubianego i popularnego zawodnika. Który tydzień przed śmiercią dowiedział się, że został liderem Astany na Giro d`Italia...
Jednak historia zawodników, którzy przedwcześnie dołączyli do peletonu gdzieś tam, "na górze", niestety jest znacznie dłuższa.

Wsadźcie mnie z powrotem na rower 

To ostatnie słowa, wyszeptane przez Toma Simpsona, byłego mistrza świata, tuż przed śmiercią w czasie Tour de France, podczas pokonywania Mont Ventoux. Dopiero później okazało się, że jechał pod wpływem amfetaminy, co pozwoliło mu zajechać się tak, jak nie dałby rady zajechać się bez "wspomagania". Kilka lat później na mecie, także na Mont Ventoux cucony był Eddy Mercx, z podawaniem tlenu włącznie.
Ów tą ciężką próbę przeżył.
Fabio Casartelli, w czasie zjazdu z przełęczy pirenejskiej podczas Tour de France w 1995 leżał wraz z kilkoma innymi zawodnikami. Jednak tylko on trafił głową w betonową zaporę. Zmarł na miejscu. Jego śmierć była bezpośrednim przyczynkiem wprowadzenia nakazu noszenia kasków przez kolarzy; wpływ na to miała opinia lekarzy, że gdyby jechał w kasku miałby olbrzymie szanse na przeżycie. 
Wouter Weylandt, zginął w czasie Giro d'Italia w wyniku obrażeń po kraksie. Kilka lat wcześniej dał się poznać kibicom Tour de Pologne; był przez dzień liderem wyścigu. 
Antoine Demoitie, po kraksie potrącony przez motocykl obsługi wyścigu podczas Gent-Wevelgem. 
Matheiu Riebel, który zginął podczas wyścigu Dookoła Nowej Kaledonii; zderzył się czołowo z jadącą z naprzeciwka... karetką.
Inaki Lejarreta nie miał szans w zderzeniu z samochodem podczas treningu w Hiszpanii.
Etienne Fabre zginął miesiąc po tym, jak - również po wypadku na rowerze - sparaliżowany został jego ociec.
Romain Guyot we Francji nie miał szans w zderzeniu z ciężarówką.
Daan Myngheer zginął dwa dni po Antoinie Demoitie, także w Belgii, także podczas wyścigu.
Xavier Tondo, zawodnik Movistaru, który zginął... przygnieciony przez drzwi garażu, gdy wychodził na trening.
Dalsze wyliczanie nie ma po prostu sensu; przecież blisko tego był i John Degenkolb, w którego czołowo wjechała kobieta, której pomyliły się kierunki drogi (pochodziła z Wielkiej Brytanii, podczas urlopu w Hiszpanii jechała tak, jak jeździ w domu, czyli lewą stroną drogi).
Nasza drużyna młodzików z Nowego Dworu kilka dni temu potrącona przez samochód.
Zginął także Marek Gliński, wracający ze zgrupowania.
Przyciśnięty do ściany, także ostateczną decyzję podjął słynny Pirat, czyli Marco Pantani.

Nie wiedziałem, że ów szkic, wiszący od kilku tygodni, nagle stanie się tak brutalnie aktualny. Bo do wymienionych nazwisk, tworzących ów eschatologiczyny peleton, dołączy nagle Michael Goolaerts, który przedwcześnie zakończył swoją ziemską karierę po kraksie w Paryż Roubaix... 
Michaele pokonuje Muur de Geraardsbergen, na którym wspinałem się dzień przed wykonaniem tego zdjęcia






Komentarze