GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA, CZYLI KRÓTKA RZECZ O MOTYWACJI I CHARAKTERZE

Wiatr przewrócił załogę motocykla, zawodnicy ruszyli na pomoc, fot: Instagram 
IMMANENTNĄ STRONĄ SPORTU JEST FAKT, IŻ ZAPAMIĘTYWANI SĄ NAJCZĘŚCIEJ TYKO ZWYCIĘZCY. ZASADĄ JEST TO, ŻE PAMIĘTAMY TRYUMFATORA, POZOSTALI SIŁĄ RZECZY SĄ JUŻ TYLKO PRZEGRANYMI. 
ZDARZYĆ SIĘ MOŻE CZASAMI SYTUACJA ODMIENNA; GDY STANIE SIĘ COŚ WYJĄTKOWEGO, LUB TEŻ ZAPAMIĘTANI BYWAJĄ CI ZAWODNICY, KTÓRZY ZROBILI COŚ UNIKALNEGO

W ostatnich dniach zapadły mi w pamięć dwa takie zdarzenia. Dwa, całkowicie odmienne, ale dobitnie świadczące o charakterze sportowców, bo żadną tajemnicą jest, że sport to w głównej mierze charakter właśnie.
Sytuacja pierwsza; mój ulubiony Paryż Roubaix, królowa chaosu i nieprzewidywalności, zanikająca dominanta kolarstwa romantycznego we współczesnym świecie wszechobecnych cyferek.
Paryż Roubaix, którego jeden, szczególny kamień brukowy każdy z zawodników chciałby unieść nad głową. Paryż Roubaix, po którym cierpi każdy ze startujących, poza jednym.
Poza zwycięzcą.
Zawodnicy mają wyznaczony limit czasu przejazdu trasy. Jeśli się w nim nie zmieszczą, powinni zakończyć wyścig i wsiąść do samochodu, zbierającego spóźnialskich, zwanego "miotłą" lub "trupiarnią". Czasami jednak siła charakteru, zrealizowania marzeń wbrew zasadom jest po  prostu silniejsza. Zawodnik zaplecza elity, drużyny Delko Marseille, Evaldas Siskevicius, jechał godzinę za peletonem. Nie miał już szans zmieścić się w limicie czasu, za sobą miał już tylko samochód - miotłę, mimo to nie chciał kończyć rywalizacji, zanim nie wjedzie na legendarny welodrom w Roubaix. Gdy do mety brakowało mu jeszcze 30 km, złapał gumę. Jak to w takich sytuacjach bywa, jego samochód techniczny także odmówił posłuszeństwa i jechał na lawecie.
Aktuality.sk

Evaldas dostał się do tego samochodu. Przy akompaniamencie braw kibiców wymienił koło i ruszył w dalszą drogę. Jednak łączy go ze mną coś więcej - gdy już wymienił koło, to przed nosem zamknęli mu bramy welodromu.
Tu jednak popisali się organizatorzy. Widząc zawodnika u bram, otworzyli jedną z nich, pozwalając mu przejechać rundę honorową; tylko honorową, bo sklasyfikowany i tak już nie mógł być. Bruk Litwina przerósł, ale charakter niewątpliwie pokazał.
Cycling Today

Sytuacja druga - bardzo wietrzny etap wyścigu w Chorwacji. Etap na tyle wietrzny, że sędziowie decydują o neutralizacji zjazdu, nie chciano, by któregoś zawodnika, w świetle kamer, zwiało w przepaść; to wyglądałoby niemarketingowo.
O ile zawodników nie zwiało, to już motocykl z kamerzystą i owszem.
I wówczas kto rzucił się im na pomoc? Trzech zawodników właśnie. Trójka zeskoczyła z rowerów, by podnieść motocykl i zorientować się, czy obsługa motocykla jest cała i zdrowa. Niezależnie od wyścigu, od ewentualnej straty czasu, czy stracenia dobrej pozycji w peletonie.
Trzech zawodników zjechało, by pomóc ekipie obsługi technicznej wyścigu. 
Chapeau bas.




Komentarze