TO UCZUCIE, GDY PRZECINASZ LINIĘ METY NIE WIEDZĄC O TYM

Rajdy dla frajdy, fot. organizatora

GDY MASZ W NOGACH KILKADZIESIĄT KILOMETRÓW SZARPANIA, LINIA METY KOJARZY SIĘ NAJCZĘŚCIEJ Z PIEKĄCYMI UDAMI, MAKSYMALNYM WYSIŁKIEM, 60 ODDECHAMI NA MINUTĘ I ZAMGLONYMI ZE ZMĘCZENIA OCZAMI. 
MOŻNA TEŻ PRZECIĄĆ LINIĘ METY NA LUZIE, PO PROSTU NIE WIEDZĄC O NIEJ

Wątpliwe czy pamiętacie, ale prawie rok temu opisywałem sytuację, w której to wracając z treningu (bawiłem się w jazdę na czas), przeciąłem linię mety Rajdu dla frajdy kompletnie o tym nie wiedząc. Złożyło się tak, że wracając z długiego treningu, jego sporą końcówkę robiłem na trasie tego rajdu i jeszcze w czasie jego trwania... 

To spowodowało w sumie ciekawą sytuację, że w Celestynowie, przy oklaskach, kibicowaniu, zdjęciach przeciąłem linię mety... nawet o tym nie wiedząc. 
Zorientowałem się, że coś się musi dziać, gdy wyprzedziłem jakiś dwóch ujechanych zawodników z numerami startowymi tuż przed metą; zobaczyłem też linię samej mety i flagi informujące, że odbywa się tu właśnie rajd. 
Cóż, wielkie musiało być zdziwienie sędziego (widać na zdjęciach, krzyczał dopingując jak i przyglądał się, gdzie mam numer startowy), gdy po przecięciu linii mety, po prostu pojechałem dalej. 
W tym tygodniu napisałem do organizatora, czy będzie edycja tegoroczna, bo jak nie będzie pokrywała się z innymi zawodami, to może w niej wezmę udział treningowo. Zarazem dopytałem, jakie mają oznaczenie trasy, gdyż rok temu żadnego nie dostrzegłem, ale to akurat łatwo wytłumaczyć - na trasie, znanej mi na pamięć nie rozglądam się za znakami...

Co się okazało? Po opisaniu sytuacji z ubiegłego roku, że byłem, częściowo "uczestniczyłem" w Rajdzie, organizator przesłał mi zdjęcia, dokumentujące to wydarzenie.  
Jest mi niezmiernie miło, bo mając zdjęcia "niezidentyfikowanego" uczestnika bez numeru kto będzie je przechowywał? Zakładałem, że nikt, dlatego też nawet przez myśl mi nie przeszło, by o nie pytać. 
Moje założenie okazało się całkowicie błędne, skutkiem czego dysponuję serią zdjęć z przekraczania linii mety, która dla mnie wcale linią mety nie była. 
Ciekawa sprawa, taki kot Schrodingera w kolarskiej odsłonie. 


Komentarze