POKAZAŁY MI SIĘ WSZYSTKIE GWIAZDY TĘCZY, CZYLI POLAND BIKE W OTWOCKU POD ZNAKIEM BŁOTA

Początek rywalizacji, jeszcze bez błotnej maseczki

GDYBYM PO PIERWSZYM CIĘŻKIM STARCIE W SEZONIE BŁOTNYM MIAŁ CHOĆ ODROBINĘ SIŁ, ZAPROPONOWAŁBYM WAM ZABAWĘ; BY KAŻDY ZNAK INTERPUNKCYJNY ODCZYTYWAĆ JAKO SŁOWO "BŁOTO". BO BŁOTO BYŁO WSZĘDZIE, GDZIE TYLKO MOŻLIWE - PRZED ZAKRĘTAMI, NA ZAKRĘTACH, NA ZJAZDACH, NA PODJAZDACH, W ZĘBACH, NA CAŁYM ROWERZE, NA OKULARACH...

Lata temu widziałem ciekawą statystykę, przygotowaną przez "pewną wiodącą firmę sprzedającą pasy do zębów", mówiącej o ilości sprzedanych past do zębów per capita w Polsce. Wyłaniał się z niej dość przykry obraz, że - statystycznie - zęby myjemy maksymalnie dwa razy w tygodniu. 
Od przedwczorajszego dnia myłem zęby kilkanaście razy (przepraszam za zaburzanie statystyki) lecz zdarzyło mi się pluć piaskiem jeszcze wczoraj...
Pozytywy. Szukaj wszędzie pozytywów, mówi mój psychoterapeuta, ale nie słucham go, bo to stary alkoholik i dureń. Jedynym pozytywem, który dostrzegłem, to mniej niż kilometrowy odcinek asfaltu, przed wbiciem się w zapomniane przez wszystkie bóstwa bezdroża i koleiny, a który pojechałem po swojemu, czyli odskakując od swojego sektora i dojeżdżając do drugiego.
A potem, po kilkunastu kilometrach był strumyk. Pierwszy. I leżałem już w tym pierwszym...
Wystartowałem z założeniem przejechania dystansu dla dorosłych, mimo świadomości, że lekko nie będzie. Że będzie błoto, będą koleiny, tafle lodu, korzenie, śliskie zjazdy, mokry szuter, długi odcinek wysypany tłuczonymi cegłami.
Przed startem, gdy z Grzegorzem Wajsem poszedłem na grób Litwinienki, dopytałem jak wygląda trasa. Popatrzył na moje opony. Wąskie. Powiedział, że będzie ciężko. Ale że powinienem przejechać. Zna mnie.
Zostawiłem sobie jeszcze milimetrowy margines do rozjazdu tras (dystans Mini i Max), w przypadku zbyt dużej ilości błota, zawsze mogłem skręcić na krótki dystans, ale podjeżdżając do rozjazdu twardo skręciłem na MAX. I już chwilę po skręcie zawahałem się, czy to był dobry wybór. Bo długa pętla nauczyła mnie rozpoznawać siedem gatunków błota po smaku.
Już dobrze wiem, jaką konsystencję ma błoto po stronie Ponurzycy i przed Zabieżkami. Już wiem, jaki kolor ma błoto w gęstym, zbitym lesie i w przecinkach leśnych.
Już też wiem, że siedem gatunków błota nie uwzględnia kilku podgatunków; błota spod torfów, błota z okolic Lasku i Czarciego Dołu. 
Zaskakujący był eklektyzm trasy. Miejscami - gdzie docierało słońce - było względnie sucho. Ot, zwykłe, acz wymagające technicznie, leśne podłoże, z wszelkim bogactwem urodzaju, z tego wynikającym. Setki korzeni, wykrotów, pieńków, konarów, bagiennych kolein, niewielkich wrzosowisk, pojawiających się znikąd zagłębień, wypełnionych wodą i strumyków. Zaś w miejscach bardziej oddalonych od cywilizacji, zacienionych - leżały pełne tafle lodu, zamrożonego tylko częściowo, pod lodem, pokrywającym koleiny czaiła się woda i we wszystkich miejscach zalegało błoto. Było to miejscami mityczne, literackie uroczysko.
Kojarząc mapkę trasy wiedziałem, że na powrocie będziemy pokonywać niewielki fragment szutru. "Mojego" szutru, na którym kilkanaście razy trenowałem przed Paryż Roubaix. Jak ja do niego tęskniłem... bo szuter jest chybotliwy, zdradliwy, kąśliwy - ale względnie twardy. I rzeczywiście; przeraźliwie długo trwało, zanim wjechałem na ów szuter, bo dopiero po dwóch godzinach, lecz tam także, na całej jego długości, zalegała syfiasta woda.
Błoto szutrowe, prócz konsystencji i koloru, także różniło się smakiem; jest znacznie bardziej "metaliczne". Mimo że paskudnie się po nim jechało, tam przyspieszyłem. To mój odwieczny konik, gdy ścigam się z MTB. Przyspieszam ile w nogach na twardszych nawierzchniach; na piaszczystych fragmentach (zwłaszcza na podjazdach piaszczystych) nie mam żadnych szans, bo tam się po prostu moje koła kopią. Jak zobaczyłem jednego kolegę, który miał z tyłu - na kasecie! - tryb 50 zębów, to zbladłem - ja mam tyle z przodu, dużą tarczę, z tyłu zaś mam 25 zębów... Ergo - na podjazdach piaszczystych szans nie mam.
Ale szutry... czy też finisz na żwirowej płycie stadionu...
Zjazd z szutru bolał. Straszliwie bolał. Piekł i wył. Bo nawet te trzy minuty jazdy po względnie "płaskim" było niczym zbawienie dla nadgarstków, które - chwyciwszy minimalny oddech - od razu po zjeździe z szutru zaczęły pulsować żywym ogniem.
Przetarłem wyświetlacz licznika, utytłany w błocie był bardzo nieatrakcyjny widokowo. Przekroczone dwadzieścia kilometrów. A do końca sieczki jeszcze czterdzieści...
Trwało to strasznie długo. 
Trzy godziny walki z błotem, trzy godziny zaciskania zębów, trzy godziny drętwiejących nadgarstków.
Dojeżdżając do wjazdu na stadion, jechałem już na całkowitym autopilocie, i to z migającymi na czerwono kontrolkami baterii. Przed mostkiem w Karczewie doszedłem na długiej, piaszczystej leśnej przecince (piaszczystej, ale utwardzonej) czwórkę zawodników, wśród których jechała także dziewczyna. Zwracam na to uwagę, bo to była późniejsza zwyciężczyni wśród dziewczyn.
A że końcówki ciężkie są raczej moją mocną stroną, to przed dojazdem na stadion miałem ich na widelcu, a już na samej bieżni.... wybaczcie, ale mam szosowe ciągoty sprinterskie. Nawet zrobiłem (z radości, że to już koniec) "bunny hop" nad kreską mety.
Od razu potem pojawiły się olbrzymie skurcze w nogach; szarpało i ciągnęło dłuższą chwilę. 
Wywalczone 12 miejsce w kategorii wstydu - jak na tak przełajowy rower - raczej nie przynosi.
A o skali trudności wyścigu niech świadczy jedna, prosta rzecz.
Mam już dość uodporniony tyłek. Uodpornione nogi. Uodpornione dłonie od kierownicy.
Mimo to, po takiej trasie, mam potężny odcisk na tyłku, oraz na dłoniach. Nieźle wróży to przed zbliżającym się Ronde van Vlaanderen, gdzie odcinków brukowych będzie aż nadto...
Rękawiczki. Rękawiczki, które mam od trzech lat, również nie przetrwały Poland Bike bez uszkodzeń. Od ściskania klamek i trzygodzinnego tarcia nimi, palce wskazujące i kciuki po prostu się przedarły.
Dobre przetarcie przed innymi startami.
Do teraz jeszcze nerki nie wróciły na właściwe miejsce....  
Ostatnie dwa kilometry. Porażający bezwład ramion



Komentarze