NA DZISIEJSZYM ZDJĘCIU WYGLĄDAŁBYM JAK OSTRZEŻENIE NA PACZCE PAPIEROSÓW

Oto i on. Łacińska nazwa: upierdliwus skurwielus

KAŻDY PRZYZNA, ŻE BOJOWE NASTAWIENIE TO PODSTAWA. WIĘKSZOŚĆ POWIE, ŻE WIZUALIZACJA SUKCESU PRZYBLIŻA DO NIEGO. GROS ZAGAI, ŻE OPTYMISTYCZNE MYŚLENIE  JEST PODSTAWĄ UDANEGO ŻYCIA. DLATEGO DZIŚ, BOJOWO NASTAWIONY, WYSZEDŁEM NA DŁUGI TRENING, ZROBIĆ KILKA ŁADNYCH INTERWAŁÓW PODCZAS WIELU, WIELU KILOMETRÓW. NASTAWIONY SKRAJNIE, W CHU..., OPTYMISTYCZNIE. 
ZŁAPAŁEM DWIE GUMY I CZEKAJĄC NA PODWÓZKĘ Z BUTA SZEDŁEM KILKA KM, IDĄC RZECZ JASNA W WYGODNYCH BUTACH I PRZY OKAZJI WPIEPRZYŁEM SIĘ W BŁOTO PO KOSTKI, BO POBOCZA NA TEJ DRODZE PO PROSTU NIE MA...

Wówczas to ująłem wszystkie kłębiące się myśli w wulgarne, w pełni wyuzdane acz równie uzasadnione słowa na temat optymizmu. Kląłem na głos na czym świat stał, bo jedyni słuchacze to bezmyślne przeżuwacze, równie bezmyślnie patrzące na mój także bezmyślny spacer - nad ich rogatymi łbami wyraźnie widziałem te dymki: idzie z buta a ma rower, co za cymbał...
Od razu dopowiem, jak się komuś zdaje inaczej, że oczywiście dętkę zapasową miałem. Jedną. Dwie to przecież przesada, nie? 
Ów złośliwie perfidny plan przejechania w tempie ok 110 km, z interwałami i powtórzonymi podjazdami legł w gruzach po niecałych trzydziestu kilometrach... znane mi ostatnio dobrze uczucie "pływania" tylnego koła nie wiedzieć jak łączy się z moimi strunami głosowymi, bo w momencie jego odczucia z gardła poleciało wiele słów, wysoce adekwatnych, ale w odniesieniu do pierwszorzędnych cech płciowych. 
Zjazd na pobocze, kilka kopniaków w połyskujące przebiśniegi słusznej pojemności z napisem Królewskie i już ruchami wskazującymi na nabyte doświadczenie zdejmuję oponę i - tak, jasne, że tak - klnę na czym świat stoi, bo założenie opony Schwalbe jest jedną z tortur, znanych z "Boskiej Komedii" Dantego Alighieri, z części, omawiającej przejście przez piekło. I jak Dante w poszukiwaniu swojej Beatrycze ja klnę równie soczyście, tyle że z innych powodów. Choć nie wiem, czyja rozpacz była na tym poboczu bardziej słyszalna, Dantego, czy moja...
Tradycyjnie; zdjęcie opony i wymiana dętki to jakieś 20 sekund, założenie opony, kolejne 20 minut, więc po mniej więcej takim czasie byłem gotów - już całkiem ostygnięty i zziębnięty - na podróż powrotną, bo przeklinanie zmęczyło mnie za bardzo, by trening kontynuować. Nie dość, że byłem 30 km od domu, to jeszcze bez kolejnej dętki...
... nie zdążyłem ruszyć, jak dętka (ta wymieniona) strzeliła. 
I jeśli Wy, mieszkający w okolicach Siennicy, Pogorzeli, słyszeliście dziś po południu wiele brzydkich, bardzo brzydkich i równie głośnych słów, to przepraszam. Wynikło to z mojego znacznego doświadczenia humanistycznego, pozwalającego wypowiadać zdania podrzędnie złożone składające się z samych przekleństw bez powtarzania takowych na jednym wydechu...
Mimo że nie miałem już nic na podmianę, to oponę zdjąłem, sprawdzić, co się k...a dzieje. 
I biję się w pierś; za pierwszym razem musiałem przeoczyć nie dłuższy, niż 3 mm długości, fragment najpewniej zbrojenia opony, czy jakiegoś innego, cienkiego jak szpilka i krótkiego drucika. Był tak krótki, że za pierwszym razem, sprawdzając oponę od wewnątrz palcami nic nie wyczułem. 
Za drugim, bardziej przez przypadek, znalazłem drut. Poleciał piękną trajektorią w siną dal, przy kolejnej asyście wulgarnych kalumnii.
Szykowała się współczesna wersja Długiego Marszu. To porównanie wcale nie z czapy; drogą bez pobocza marsz do bezpiecznych nie należy. Ruszyłem, mniej więcej geograficznie w stronę Otwocka, zakładając kask. Bezpieczeństwo przede wszystkim. 
Po czym, dosłownie po kilku krokach, wpadłem nogami w błoto. 
Od ściany lasu za polem odbiła się kolejna partia, gasnących w oddali, bardzo wyuzdanych okrzyków...
   


Komentarze