BÓL TO DOWÓD ŻYCIA, CZYLI MILAN SAN REMO OCZAMI KOGOŚ, KTO GO... NIE PRZEJECHAŁ

Nibali przecina linię mety tuż przed nosem grupy pościgowej. Fot: cyclingnews.com 

NIE TAK DAWNO TEMU SŁYSZAŁEM PYTANIE O SENSOWNOŚĆ ROZGRYWANIA ETAPÓW SPRINTERSKICH DŁUŻSZYCH NIŻ STO KILOMETRÓW. PRZECIEŻ I TAK WSZYTKO ROZSTRZYGA SIĘ NA OSTATNICH KILKUSET METRACH... 

Niemal każdy, choć odrobinę związany z kolarstwem wie, że Milan-San Remo, mimo najdłuższego spośród wszystkich wyścigów w kalendarzu (między 291 a 297 km) dystansu, rozgrywa się na ostatnich 12-15 kilometrach. Rokrocznie, gdy wyścig wchodzi w decydującą fazę, liderzy oraz oddychający już uszami po Cipressie sprinterzy oczekują na krótki, ale kąśliwy podjazd Poggio di Sanremo. To niecałe 4 km podjazdu, ale rozgrywanego w szaleńczym tempie, gdy zawodnicy mają już w nogach bite siedem godzin jazdy. To tu właśnie ostatnie katusze cierpią sprinterzy; jeśli nie dadzą urwać się na Poggio, stają się zabójczo groźni (vide Mark Cavendish, John Degenkolb).
Jednak co z tego, że wyścig realnie rozgrywa się na ostatnich 15 kilometrach, jeśli do tych ostatnich kilometrów trzeba w ogóle dotrzeć, dysponując jeszcze jakimiś siłami? Trzeba przetrwać kilka godzin w siodle, trzeba pilnować aprowizacji, trzeba pilnować ustawienia, nie leżeć w kraksie...  
Jednak Poggio to nie tylko podjazd. To także zjazd z niego - wąski, trudny technicznie, karkołomny, z wąskimi zakrętami, barierkami i serpentynami, z których niezwykle łatwo jest wypaść. 
Boleśnie przekonał się o tym Michał Kwiatkowski w 2015 roku, wraz z Philippe Gilbertem i Zdenkiem Stybarem..
Ta ostatnia sekwencja - wymagającego podjazdu, po 280 przejechanych kilometrach, karkołomnego zjazdu i ostatnich kilometrach, pokonanych po drogach San Remo stanowi o trudności tego wyścigu. 
Fakt; to na Poggio zapadają ostateczne rozstrzygnięcia. To na Poggio zawsze następują ataki liderów; to na Poggio peleton zaczyna rozciągać się, aż pęknie w kilku miejscach, to w końcu tam nastąpi atak pojedynczego śmiałka lub małej grupki, która dojedzie do mety tuż przed straceńczo goniącym peletonem, ciągnącym pozostałych jeszcze przy życiu sprinterów. 
Dwa lata temu atakował tam Michał Kwiatkowski; został złapany przez grupę pościgową już po zjeździe, na płaskim dojeździe do mety. 
Rok temu udała się akcja zaczepna Petera Sagana, Michała Kwiatkowskiego i Juliana Alaphillipe; dojechali do mety tuż przed peletonem, rozgrywając jeden z bardziej pamiętanych sprintów ubiegłego sezonu. 
W sobotę taką samą próbę podjął Vincenzo Nibali i także jemu udało się przeciąć metę tuż przed nosami pędzących za jego plecami sprinterów.
Próbował nie raz i w końcu mu się udało. 
Zjazd z Poggio jest bardzo wymagający technicznie; dlatego tak trudno jest dojść na nim zawodników potrafiących doskonale zjeżdżać, nawet jeśli odjadą tylko na kilka sekund od peletonu. Takie umiejętności ma właśnie Nibali; doskonale zjeżdża także i Kwiatkowski, i Sagan...
Jednak kolarstwo to nie tylko ostatnie przejechane metry. Bo duże znaczenie ma, w jakim stanie się do tych ostatnich metrów dojedzie. 
Jak to powiedział po wyścigu Marcel Kittel, debiutant w tej imprezie? Jeśli myślisz, że zjadłeś wystarczająco dużo, to musisz zjeść więcej. 

Komentarze