UCZĘ SIĘ NA BŁĘDACH, ROBIĘ CORAZ WIĘKSZE I LEPSZE. AŻ KTÓREGOŚ DNIA ZROBIĘ NAJWSPANIALSZY BŁĄD W ŻYCIU

Look to your left. Killer Mountain

ODNOSZĘ WRAŻENIE, ŻE SKORO KTOŚ BYŁ RAZ WWIEZIONY I ZWIEZIONY BRYCZKĄ Z MORSKIEGO OKA, STAJE SIĘ WÓWCZAS WYSOKIEJ SPECJALISTĄ OD WSPINACZKI WYSOKOGÓRSKIEJ, HIMALAIZMU I GENERALNIE OD WSZELKICH TAJEMNIC CZŁOWIEKA. JA TEŻ NIM NIE JESTEM. I NIE OCENIAM. BO NIE OD TEGO JESTEM


Rzadka to sytuacja, gdy w pewnym temacie wszyscy mamy tyle do powiedzenia; zwłaszcza tyle głupoty, aż korci zakrzyknąć za klasykiem: ciszej nad tą trumną! Nie chcę ani się mądrzyć, ani krytykować; najprościej jest w pewnych sytuacjach po prostu milczeć. 
Nie chcę komentować masy frustratów, którzy uznają tylko jedną formę odreagowania własnych ułomności przez "hejt" na innych. Nie lubię tego słowa, ale jeszcze nie znalazłem lepszego odpowiednika. Przykładów tego mnożyć można bez liku, ale też nie widzę powodu ich przytaczania, aby nawet w ten, ograniczony dość sposób, ich nie promować ani konkretnych wpisów nie komentować, bo w większości przypadków wszelaki komentarz jest zbędny. Autorzy takich infantylnych komentarzy sami sobie wystawiają świadectwo. 
Nie chcę też wspinać się na wyżyny patosu w opisie tego, co przeżywaliśmy wraz z kolejnymi informacjami, dochodzącymi z Nanga Parbat, bo patos jest skuteczny jako środek stylistyczny w literaturze pięknej, w życiu zaś już niekoniecznie. W tak tragicznej sytuacji patos odniósłby skutek odmienny od zamierzonego. 
Zresztą; po co patos, skoro sam opis, brutalny w prostocie przekracza wszelkie granice pojmowania? Gdy wiemy, że ekipa ratunkowa darła w górę z prędkością dwa metry na minutę, czyniąc to przez bite osiem godzin, w dzikim wietrze, w ciemnościach, na stromej jak ściana skale, pokrytej twardym jak kamień lodem i w temperaturze odczuwalnej, sięgającej sześćdziesięciu stopni na minusie? Samo to stanowić może kanwę powieści, bijącej na łeb Dotknięcie pustki Joe Simpsona, a gdy jeszcze dodamy przeprowadzoną chwilę później ewakuację taką samą koszmarną drogą w dół poodmrażanej i osłabionej kobiety, życie zaczyna przerastać najbardziej wybujały scenariusz. 
Nie wspinam się w górach, nigdy nie uprawiałem żadnej odmiany alpinizmu. Nie znam się na technicznych niuansach - ale potrafię docenić poświęcenie, potrafię zrozumieć pasję, potrafię zaakceptować pogoń za marzeniami. Nie potrafię zaś zaakceptować ukrywania swoich kompleksów przez mniej lub bardziej anonimowych "specjalistów", tych którzy nawet na Morskie Oko są wiezieni bryczkami, lub którzy całą swoją aktywność sprowadzają do regularnego krążenia od kanapy do lodówki. 
Nie ma jak skomentować namawiania gości o jajach twardszych od stali do popełnienia zbiorowego samobójstwa, mówiąc by wracali tam raz jeszcze. Znacznie wyżej. W znacznie gorszych warunkach pogodowych. To oni są tam na miejscu. To oni mają najaktualniejsze prognozy pogody. To oni WIDZĄ co się dzieje wkoło. To oni w końcu mają doświadczenie. Nie ma jak skomentować słów pseudo specjalistki ze stanów, która napisała, że tej klasy ratownicy (z przypadku - de facto nimi przecież nie są) mają krew na rękach. Nie ma jak skomentować wielu innych, zwyczajnie po ludzku podłych i niesprawiedliwych słów.  
Pustka własnego życia, chęć infantylnego zaistnienia i zwykły pęd do trollowania, czy też bycie po prostu osobą emocjonalnie upośledzoną - tego nikt nie wie i nigdy się nie dowie, co przyświeca jednostkom, rzucającym tak chamskie komentarze. 
Żaden z nich nie pojmie, czym jest poświęcenie. Ale nie takie, o jakim często mówimy - czasu, treningu, rodziny, życia prywatnego, by osiągnąć jakiś sukces sportowy. To są rzeczy oczywiste w świecie sportowym. Mówimy o poświęceniu życia. To sprawą oczywistą już nie jest. 
Ludzkość jednak się nie zmienia, i zawsze dla większości przyświecać będzie wizja "chleba i igrzysk" a jak poleje się przy tym krew, tym lepiej; można się przecież tylko z tego cieszyć, nieprawdaż? 
Aż korci zorganizować dla jednego z tych plujących hejtem wyprawy w góry. Z zawodowcami. Niech z pozycji ciepłego fotela przy komputerze przesiądzie się na pierwszy lepszy stok, który należy pokonać w rakach, po niemal pionowej ścianie. I nie zapomnieć dać mu pieluchy. Wówczas chętnie posłucham, co ma do powiedzenia w temacie wbiegania sprintem na jedną z trudniejszych gór do zdobycia. Może wówczas dotrze do ogarniętego nienawiścią umysłu, że nazwa "Killer mountain" nie wzięła się z niczego... 
Ci, co przeżywają życie biernie, mdło, nigdy nie pojmą, czym jest chęć przeżycia życia nieco inaczej, niż tylko odcinając dzień po dniu. Nudno. Nijako. Beznadziejnie. Bezcelowo. Bezemocjonalnie.  
A wiecie, czym się różni krytyka od krytykanctwa? 



Komentarze

  1. Przeżycia lub "nie przeżycia"..w każdym razie z pewnością inaczej i z pewnością nie biernie

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz