EKWILIBRYSTYKA NA SCHODACH I PIACHU, CZYLI MAŁA LIGA CYCLOCROSS OTWOCK

Za to ujęcie sam osobiście zgłoszę Pana Kowala do jakiejś nagrody, przyznawanej np. przez "Dzwonek Debreczyna". Nawet strój dobrałem kolorystycznie pod barwy napisu...   

KULMINACJA ZMĘCZENIA, ODCZUWANEGO W TRAKCIE ZAWODÓW PRZEŁAJOWYCH, NASTĄPIŁA PO DWUSETNYM METRZE WYŚCIGU. PRZEŁAJE NIE RZĄDZĄ SIĘ PRAWAMI JAZDY SZOSOWEJ; PRZEŁAJE NIE RZĄDZĄ SIĘ ŻADNYMI PRAWAMI. WYGRYWA TU PIERWOTNA, ATAWISTYCZNA I  CZYSTA SIŁA. PLUS GIGANTYCZNA DOMIESZKA TECHNIKI

Nie bez powodu wczorajszy wyścig nazwałem popisami ekwilibrystycznymi. Jeździliśmy po piachu. Jeździliśmy i skakaliśmy po schodach. Jeździliśmy i skakaliśmy na skoczni w dal. Dokazywaliśmy na bieżni, wokół bieżni, na podjeździe, prowadzącym do trybun oraz ekwilibrystycznie przecinaliśmy trybuny. 
W mojej zaś ekwilibrystyce na rowerze brakowało tylko jednego, małego elementu. 
Ekwilibrystyki mianowicie.
Po za tym wszytko było prawie doskonale. 
Byłoby doskonale, gdyby zagrało kilka elementów. Wymienię je w kolejności, bo tak łatwiej o właściwą percepcję:
- gdyby nie przyjechało więcej, niż dwóch rywali, z których przynajmniej jeden zaliczyłby awarię, miałbym realne szanse na podium, gdybym, czołganiem przez pełzanie w tym piachu, dotarł do mety w jednym kawałku, a że rywali przyjechało niemal 140 osób, to jak się na tym podium zmieścić wszyscy mieli, ja się grzecznie pytam?
- mimo że w jakimś stopniu uczestniczyłem przy organizacji zawodów, niedopatrzeniem było niezamiecenie i nieodkurzenie całego piasku. Takimi dmuchawami, co czasami na ulicach przewalają liście z miejsca w miejsce. Trasa przełajowa powinna bowiem wieść przez równe, asfaltowe alejki, pozbawione rzecz jasna jakichkolwiek przeszkód i podjazdów, najlepiej, jakby też biegła prosto,
- przeszkody na trasie też, z pośpiechu niestety, zostały postawione w poprzek trasy kolarzy - powinny stać wzdłuż, by nie przeszkadzać zawodnikom a odgradzać kibiców,
- specjalnie dla siebie odgrodziłem taśmą kawałek trasy tak, by móc cichaczem ominąć całą sekcję piaszczystą, rzecz jasna skracając sobie trasę o ćwierć rundy, po czym sam o tym zapomniałem,
- profilaktycznie na szczycie trybuny rozłożyłem potłuczone szkło, wytyczając tylko wąski przesmyk do przejazdu oponek 32 mm, po czym trasa w ostatniej chwili została poprowadzona w innym miejscu,
- chciałem zrobić mniej okrążeń, po czym wykłócić się, że liczba była właściwa, tylko chip nie zadziałał, ale ze zmęczenia pochrzaniło mi się w głowie, i tych okrążeń zrobiłem więcej, niż przewidywał plan zawodów, 
- chcąc najlepszemu fotografowi świata Panu Kowalowi robienie zdjęć tak zawodowych, jak to moje nie dość, że zgrane kolorystycznie ze strojem, co jeszcze z kadrem wraz z pełnym napisem, jeździłem specjalnie wolno, po dwa, trzy razy zawracając, by wstrzelić się na zdjęciu pod lepszym kątem,
- ze wszystkich drzew, atakujących mnie ze wszystkich stron podczas przelotu leśnego wybrałem do uderzenia oczywiście te, stojące na środku trasy, mogąc minąć je po dwóch stronach,
- korzenie... ach, te cudowne korzenie, uzasadniające ciągoty Szyszki do wyrżnięcia wszystkich drzew w Polsce, bo gdyby były wyrżnięte, nie wygrzmociłbym się centralnie na nie, drugą nogą zahaczając o zęby blatu,
- i oczywiście, rzecz najważniejsza, to milimetra brakło, bym spóźnił się na start. Do tego stopnia na jeździłem po trasie, sprawdzając ją, że o swoim starcie dowiedziałem się widząc kolegów, już ustawionych na linii startu. Tak szybko jeszcze się nie przebierałem - bez koszulki spodniej, z krótkimi spodenkami, ze zwykłymi skarpetami, ze zwykłą czapką pod kaskiem...  i tak stanęło na tym, że będąc pomocnikiem Organizatorów sędzia chwilkę na mnie poczekał...
Ale ubaw był po pachy. Nawet dosłownie, bo do teraz mnie żebra bolą. 
Swoją drogą, nie wiem, co Kamil (zwycięzca) je na śniadania, skoro on na te schody sobie po prostu wjeżdżał... ale on jechał na MTB, to może wiele wyjaśniać. Też chcę takie śniadania. Na obiad i kolację też. 
Ciekawostką jest fakt, że w "naszej" Małej Lidze Cyclocross wystartował nawet Marceli Bogusławski. 
Pierun, jak on jeździ... on szybciej podjeżdża na górki, niż ja z nich zjeżdżałem, choć raz nawet zjechałem ślizgiem brzusznym, bo inaczej tej figury nazwać się nie da... 
Szczegóły dotyczące samych zawodów w kolejnym wpisie. 
Bo Mała Liga Cyclocross naprawdę przepoczwarza się w Dużą Ligę Cyclocross. 

 


Komentarze