RAZ KOZIE ŚMIERĆ, CZYLI EPICKIE WYZWANIA ANNO DOMINI 2018

Atak szczytowy, zdjęcie zrobione przez Szerpów

BY NIE UGRZĘZNĄĆ W MARAZMIE WYZWAŃ CZYSTO KOLARSKICH (BO W NADMIARZE I ONE MOGĄ POWIAĆ NUDĄ) W RAMACH POBUDZENIA INNYCH KUBKÓW SMAKOWYCH NA ROK 2018 ZAPLANOWAŁEM JEDNO, SKRAJNIE NIEBEZPIECZNE WYZWANIE, NIEZWIĄZANE Z TEMATYKĄ ROWEROWĄ 

Do maja dokonam niezbędnej aprowizacji. Szekle. Pasy. Liny nylonowe nośności 10 ton. Dwie warstwy ubrań z goretexu, wysokie buty odporne na niskie temperatury. Raki. Czekany. Butle tlenowe, maski, specjalistyczny namiot. Wiatrówka, deszczówka. 
Jako że testament mam już spisany (zawarł się w jednym tylko zdaniu - "moje książki przekazać..." bo niczym innym nie dysponuję), pozostanie mi tylko zorganizować trzymiesięczny turnus przygotowawczy do przetrwania na wysokości beztlenowej. 
Czekam na dostawy spitów, kostek i jebadełek (tak, takie określenie naprawdę funkcjonuje). 
Przeczytałem po raz kolejny Dotknięcie Pustki Joe Simpsona, traktując to tym razem jako książkę instruktażową. Poprawiłem to Czarnym Pająkiem, znacznie nudniejszą, ale za to bardziej techniczną pozycją. 
Tak. Wybieram się zdobyć górski szczyt; za pierwszym razem w warunkach letnich, trasą północną, by przesadnie nie ryzykować; jak atak szczytowy się powiedzie, to potem pomyślę nad atakiem zimowym. 
Zamierzam zdobyć Morskie Oko. 
Podejście asfaltem. W asyście: dwóch radiowozów, TOPR`u i specjalnie przeszkolonej, ściągniętej tylko na tą okazję grupie Szerpów, wśród których będzie potomek Tenzinga Norgaya. 
Nie dzwońcie do tego czasu. Nie piszcie. 
Zamierzam bowiem stanąć na Dachu Świata. To piekielne ryzyko.  

Komentarze