GRYZONIA, ENGADYNA, CZYLI BAŚNIOWA DOLINA ALPEJSKIEJ RZEKI INN

NIEWIELKI STRUMYK, ROZPOCZYNAJĄCY BIEG W ALPACH RETYCKICH DOLINĄ ENGADINA, WRAZ Z UPŁYWEM KILOMETRÓW PRZEOBRAŻA SIĘ W PIĘKNĄ RZEKĘ INN. DOLINA TA USYTUOWANA JEST MIĘDZY ALPEJSKIMI PASMAMI GÓR, TWORZĄC SWOISTĄ DROGĘ WIDOKOWĄ NIEMAL WZDŁUŻ CAŁEGO INNU. WALORY WIDOKOWE – NIEZAPRZECZALNE. NIESTETY, CAŁEJ DOLINY NIE MIAŁEM SZANSY ZOBACZYĆ; WIDZIAŁEM TYLKO JEJ CZĘŚĆ AUSTRIACKĄ, WIODĄCĄ Z INNSBRUCKA DO KUFSTEIN. CO CIEKAWE, W OKOLICACH INNSBRUCKA RZEKA INN NABIERA OSOBLIWEJ, SZARO-ZIELONEJ BARWY
Wzdłuż rzeki tej – zresztą, jak i w całym Innsbrucku i jego okolicach – poprowadzone są ścieżki rowerowe. Wygodne. Wyposażone we własną sygnalizację i infrastrukturę. Bez pieszych, wózków, wyprowadzanych piesków, bez samochodów (jadących jak i zaparkowanych). Z rowerzystami, jeżdżącymi PRAWĄ STRONĄ ŚCIEŻKI (sic!!!). Zaś samo poruszanie się rowerem w innsbruckim ruchu miejskim niewiele różni się od tego, który znamy z Polski z jedną tylko, niewielką różnicą. W Tyrolu rowerzyści dostrzegani są przez kierowców zawsze i wszędzie, w Polsce zaś, gdy już są tuż przed oczami kierowcy, a konkretnie na masce jego samochodu. 
Doliną Innu zawodowcy dojadą do północnych rubieży Innsbrucka. To nieco mniej, niż 100 km mocno pagórkowatej trasy, z trzema wybijającymi się podjazdami. Pierwszy z nich będzie miał miejsce już po 10 km, niedaleko Schwoich lecz nie będzie jeszcze wyniszczającyDrugi zlokalizowany będzie między wjazdem do Kirchbichl a miejscowością Linden. Ten może już nieco odchudzić peleton… zaś prawdziwa selekcja zacznie się od niewielkiej, ale wymagającej od kolarzy miejscowości Pill do miejscowości Sankt Michael. To około dziesięciu kilometrów ciągłego, ostrego podjazdu. Jego stromizna zmienia się, lecz jest to już klasyczny, górski podjazd. Gdybym miał „strzelać” to obstawiam, że pierwsza z decydujących selekcji wyścigu dokona się na tym właśnie podjeździe. Od szczytu tego podjazdu, niemal do samych przedmieścia Innsbrucka zawodnicy pokonają niezbyt wymagający technicznie zjazd, ale pokonywany w większości w terenie miejskim.
Miejscem granicznym – między „dojazdówką” a rundami jest miejscowość Muhlau; kilkaset metrów za nią jest most na rzece Inn, od którego rozpocznie się pokonywanie ostatnich sześciu rund (po 23,9 km) oraz siódmej – ostatniej – długości 31 km. Pierwsza runda, pokonywana sześciokrotnie, wytyczona została na południowych rubieżach miasta, zaś siódma (ostatnia) stanowi połączenie rundy południowej z jedną północną. Jako że Innsbruck leży w dolinie rzeki Inn, to wyjeżdżanie w obydwie strony wiąże się z pokonywaniem podjazdów. I to właśnie te rundy – tak oceniam – porwą to, co zostanie z peletonu na grupki. Raczej niewielkie, dodam. 
I o ile podjazdy, znajdujące się na trasie między Kufstein a Innsbruckiem nie wybiły mi z głowy inklinacji do jeżdżenia rowerem po górach (z moją bardziej klasyczną specjalizacją) to już podjazdy na południowej pętli nieco zachwiały tym przekonaniem. Są to szerokie, dość wygodne do jazdy podjazdy, ale wchodzące w nogi i ciągnące się w nieskończoność. Przynajmniej tak ja je odebrałem i tej wersji będę się trzymał.
To właśnie podjazd na Igls. Kręta, acz jeszcze w dalszym ciągu wygodna, szeroka droga z doskonałej jakości asfaltem. Jednak sam podjazd do lekkich już nie należy; trzyma od samego początku, i ciągnie się bez końca… Tu też zlokalizowane zostaną wielkie strefy kibica; na niewielkim odcinku wzniesienia będzie można przemieszczać się między serpentynami drogi i przez dość długi odcinek czasu oglądać zmagania zawodników. Będą tam i telebimy, strefy gastronomiczne itp. Mają być to strefy na kilkanaście tysięcy ludzi.
Co ciekawe; w okolicach tych podjazdów (po obu stronach miasta) występuje dosłowne zatrzęsienie saren. Jest ich tak dużo, że stanowi to całkiem poważny problem, który starają się rozwiązać organizatorzy wyścigu; wiedząc, że wystraszone hałasem i setkami ludzi zwierzę może spanikować i wpaść w peleton, przedstawiciele Innsbrucka rozważają postawienie w newralgicznych miejscach barierek, co jak wiadomo nic nie da, bo zwierzę chcąc przeskoczyć drogę uczyni to w każdym innym miejscu, a nie tym, w którym będzie barierka. Choć brzmi to zabawnie, to na powagę zagadnienia zwróciliśmy uwagę podczas pokonywania właśnie podjazdu Igls – co najmniej kilkanaście saren „towarzyszyło” nam, przebiegając drogę przed i za nami, a ich ilość, widziana na polach i w okolicznych lasach jest rzeczywiście niebywała.
Na zdjęciach widać panoramę Innsbrucka; to właśnie po tych górach, po dwóch stronach miasta, wytyczone zostały pętle, wieńczące wyścig. Tu akurat mamy część południową przedmieścia Innsbrucka; dopiero na ostatnią pętlę zawodowcy wyjadą na północ, na podjazd Gramartsboden.
O nim jednak w kolejnym wpisie.
Bo ów podjazd zasługuje na osobny wpis.

Komentarze