ON UKRADŁ, CZY JEMU UKRADLI – NIEWAŻNE. PISZ: ZAMIESZANY W KRADZIEŻ ZEGARKA

… CZYLI DLACZEGO UWIELBIAM „KSIĘGOWEGO” CONTADORA, I DLACZEGO – JAK I BOONENA, CANCELLARY BĘDZIE MI GO BRAKOWAŁO W ZAWODOWYM PELETONIE.
Augustus mortuus est, habemus novum Augustus (umarł król, niech żyje król) – to średniowieczne zawołanie przyszło mi dziś do głowy, oglądając końcówkę dzisiejszego etapu Vuelty. Konkretnie – atak, przeprowadzony przez Alberto Contadora. Cóż, łacina do teraz czasami śni mi się po nocach, jak wspomnę cztery lata jej obowiązkowego wkuwania to tępych i opornych głów tego jakże użytecznego i na czasie języka.
Contador, znajdujący się mniej niż tydzień przed końcem profesjonalnej kariery, nadal potrafi porwać tłumy swoją nieprzewidywalnością, brakiem kalkulowania, jazdą sercem - bo nogi dawno go już nie słuchają, chęcią walki, nie oglądaniem się na innych, atakowaniem zawsze i w każdych warunkach. To odróżnia własnie Contadora od np. Nairo Quintany. Owszem; Nairo potrafi wygrać, potrafi doskonale wspinać się po górach, ale czy często atakuje? Czy podejmuje ryzyko? Czy jedzie aktywnie? Nie. Pasywność to jego alter ego, opiera się na wsparciu drużyny (pozostawiony bez pomocy Valverde na wielkiej pętli przestał istnieć). Conrador niejednokrotnie w wypowiedziach podkreślał, że woli przegrać w wielkim stylu, niż nudno wygrać; woli zostać zapamiętany ze względu na swoje niesamowite szarże w górach, zaskakujące ucieczki, walkę, podejmowaną mimo kraks i dużych strat w generalce, niż jechać pasywnie, czekając, że któremuś rywalowi podwinie się noga.
W przyszłym tygodniu na sportową emeryturę odchodzi jedna z ikon kolarstwa ostatniego dziesięciolecia; który pierwsze zawodowe sukcesy odnosił nie gdzie indziej, niż w Polsce, który wygrywał wielkie toury, który trafi do mojej prywatnej alei sław, dołączając do Rodrigueza, Cancellary, Boonena i wielu innych.
Do końca Vuelty zostało jeszcze kilka dni; jeszcze kilka podjazdów. I jeśli jasne jest, że z całych sił życzę jeszcze jednego zwycięstwa na którejś ściance Rafałowi Majce, to w przypadku, gdy jemu się nie uda, ucieszę się z honorowego, bo ostatniego zwycięstwa Contadora, odniesionego w zawodowym peletonie. Do podium niewiele mu brakuje – zajmuje obecnie piąte miejsce w klasyfikacji generalnej.
A oglądanie dzisiejszej końcówki, zawodników, jadących po betonowych płytach i nachyleniu maksymalnym przeszło 25% (!!!) oraz atakującego iście straceńczą, ułańską fantazją Contadora przyczyniło się do przyspieszonego bicia serca. Trzymałem kciuki za niego – do zwycięstwa brakło mu mniej, niż pół minuty, sukcesywnie dochodząc prowadzącego Austriaka.
Brakło naprawdę niewiele…
I to jest prawdziwe kolarstwo. Bez kalkulacji, bez cyferek, bez analiz.
Jak jeździć, to sercem, nie głową.

Komentarze