MICHAŁ KWIATKOWSKI SKOŃCZYŁ SIĘ PO KILL`EM ALL, CZYLI PIĘKNA WYGRANA W STRADE BIANCHE

CHCĄC POLICZYĆ, ILE RAZY W UBIEGŁYM SEZONIE KWIATO WYSYŁANY BYŁ NA EMERUTYRĘ, OKREŚLANY LESZCZEM, WYGRYWAJĄCYM MISTRZOSTWA ŚWIATA PRZEZ PRZYPADEK, PODDAŁBYM SIĘ PO PIERWSZYM TYSIĄCU. W KTÓRYMŚ Z WYWIADÓW PRZYZNAŁ, ŻE NIE PRZEGLĄDA KOMENTARZY POD STRONAMI SPORTOWYMI, BO PO PRZECZYTANIU KILKU NA SWÓJ TEMAT ODECHCIAŁO MU SIĘ WSZYSTKIEGO
Cóż, tacy właśnie jesteśmy. Zwycięzcę nosimy na rękach, to NASZ chłopak, swój człowiek, znamy się także już nie na dwóch, a na trzech rzeczach (do polityki i medycyny trzy lata temu dołączyło, na krótką chwilę, kolarstwo). W zasadzie to każdy z nas do tego sukcesu dołożył swoją cegiełkę. Po zwycięstwie w Mistrzostwach Świata Kwiatkowski był w sieci, był w telewizji, przeprowadzane były z nim wywiady. Dostał swoje pięć minut.
Kolejny sezon rozpoczął w miarę, po czym nastąpił kryzys. Ciągnący się przez dwa sezony (mimo zwycięstwa w E3 ciężko powiedzieć, że to był sezon Kwiatka). Kryzys rozeźlił kibiców. Bo jak to, wycofać się z wyścigu? Co znaczy, że Mistrz Świata nie kończy narodowego wyścigu? Kwiatkowski, który odpada z grupy na Amstel Gold Race, a przecież powinien – jak rok wcześniej – go wygrać? Dupa, nie kolarz. Co to zresztą za kolarz, który nie wygrywa seriami?
Lubimy mody, jak bieganie, czy kolarstwo. Lubimy też tylko zwycięzców. Mam też pewne swoje spostrzeżenia, związane z sensownością pisania tego bloga, co wasz uniżony, niżej podpisany redaktor czyni specjalnie dla was, czyli trzech osób. W porywach do czerech. Kolarstwo to okrutna nisza. Wystarczy wrzucić w google „Michał Kwiatkowski” i wyskoczy – tyle, że jakiś piosenkarz na pierwszym miejscu. Jednak chcąc podbijać tłumy, zająłbym się pisaniem bloga kulinarnego (czego nie chcę czynić, bo nie chcę mieć ludzi na sumieniu, którym by jeszcze przyszło do łba poczynić coś i zjeść z proponowanych przeze mnie przepisów) bądź też powinienem pisać bloga modowego (tu skutecznie przeszkadza mi płeć i fakt, że o modzie wiem tyle, co o systematyce pingwinów).
Ów wpis chciałbym zadedykować wszystkim tym, którzy w ubiegłym roku wysyłali Kwiato na emeryturę. Cóż; jak zwykle mieliście rację.
Zaś co do Strade Bianche - to rzeczywiście fajny, nieprzewidywalny i oryginalny wyścig.
Może w przyszłym sezonie pojadę właśnie jego amatorską wersję? W sumie szuter łatwiejszy, niż flandryjskie bruki…

Urocze zdjęcie z pogoni Teamu Sky za kołem. Chodzą słuchy, że koło zatrzymało się dopiero gdzieś koło Wenecji.

Komentarze