KRÓL MIDAS NA ODWRÓT, CZYLI MOJE PRAWO MURPHY`EGO

JEST TO ZABIEG Z POGRANICZA LITERACKO – MUZYCZNEGO; WŁAŚCIWĄ ATMOSFERĘ PRZY CZYTANIU ZAPEWNI DZIŚ THE CHOSEN PESSIMIST. BO DZIŚ NIE BĘDZIE NI MIŁO, NI ZABAWNIE NI TEŻ KROTOCHWILNIE. BĘDZIE ZA TO PRZYGNĘBIAJĄCO. DLATEGO TEŻ CHOSEN PESSIMIST JEST WŁAŚCIWYM TŁEM TAK I MUZYCZNYM, JAK I W WARSTWIE TEKSTOWEJ. ZWŁASZCZA OD SŁÓW „APPROACHING COSTANT FAILURE„, BO EMOCJI, NIEKONIECZNIE POZYTYWNYCH, W TYM KAWAŁKU WIĘCEJ NIŻ NA NIEJEDNEJ CAŁEJ PŁYCIE
Stara zasada głosi, że jeśli coś może pójść nie tak, to pójdzie. Trzy lata temu, przygotowując się do Hunt Run nadepnąłem na deskę z gwoździem. Oczywiście podeszwa i stopa przebita. Nawet nie chce mi się tworzyć gagów sytuacyjnych z tego, bo życie przerosło komedię. Oczywiście Hunt Run przebiegłem, ale co to był za bieg… Dwa lata temu przygotowując się do Velo Toruń wyjazd musiałem odwołać tydzień przed zawodami. W triathlonie siedleckim wystartowałem chory jak diabli, mimo że choruję bardzo rzadko. W ubiegłym roku, przygotowując się do wyścigu 24 h Mazovia Zagnańsk połamałem rękę w trzech miejscach równy tydzień przed nim po potrąceniu przez kobietę.
Potrafię przejechać dwa wyścigi terenowe bez kraksy, by zostać potem potrąconym przez samochód ochroniarzy na ścieżce rowerowej parę metrów od pracy. Triathlon w Rawie odwołany w piątek poprzedzający niedzielne zawody z powodu zapalenia czegoś tam w kręgosłupie.
Podobnych przypadków mam bez liku.
How can I keep balance in this race?
Komedii w kilku aktach ciąg dalszy.
Do Paryż Roubaix dwa tygodnie.
I od ostatnich trzech tygodni kręgosłup nie pozwala mi trenować. Oczywiście, przełamuję się ile się da, ale trening przerywany bądź nie skończony jest jak przerywany seks. Taki sam poziom frustracji. Mówię oczywiście czysto teoretycznie.
Come faith, I’m dying..
Mimo zabiegu masażysty, gnaty nadal ciągną. Dokucza. Piecze.
Na dokładkę pozostaje jeszcze jeden, cudownie dobijający element. Otóż – do Paryż Roubaix równe 16 dni, plecy nie pozwalają porządnie „przepalić nogi”, i ….
…. nadal nie mam kół na „Piekło Północy”. Spóźnia się dostawa. Znacznie się spóźnia. Nie poprawia to w żadnym wypadku samopoczucia, bo przecież koła wypadałoby przed wyścigiem rozjeździć, a czasu coraz mniej…
Between love and hate / Which path to follow?
Dwa lata temu w Mrozach kraksa jeszcze przed rozpoczęciem wyścigu; leżeliśmy w czasie rozgrzewki, bo pewna miła koleżanka postanowiła zawrócić tuż przed nami oczywiście nie sygnalizując tego. By w nią nie uderzyć, wybraliśmy asfalt.
Dwukrotnie wymieniany – z rzędu! – niedziałający chip w czasie zawodów ŻTC.
If I survive I’ll fly from here, but as The Chosen Pessimist.
Pozostałych absurdów nie chce mi się nawet przypominać. Ciekawe, na co można liczyć przed Pierścieniem Tysiąca Jezior. 
Po zorganizowaniu ucieczki w czasie „polskiego Strade Bianche” w Tłuszczu, lecąc w pięknie kręcącej grupce złapałem gumę. Mijający mnie Zamana nie miał już żadnego koła na zmianę, chłopakowi przede mną wydał ostatnie. Do mety – znaczny odcinek – z buta. A mieliśmy już niezłą przewagę nad peletonem, ta ucieczka dojechała do mety.
Kręgosłup. Priorytet. Plan przygotowań do Paryż Roubaix znacznie zaburzony. 
Ostatnich siedem treningów – nie mówiąc o odwołanych – przerwanych.
W piątek mam otrzymać informację o terminie dostawy kół. I nawet zakładając, że już rzeczywiście na dniach będą, rozjeździć ich jest już zdecydowanie za mało czasu. Nie mam pojęcia, jak się zachowają…
Zataczając krąg, tell me which side I’m on,
Approaching constant failure..
Dziś nie jest zabawnie.
Bo nie zawsze musi być.
Zupełnie inną kwestią jest spadek formy, którą to myśl spycham pod dywan, ale to wynikać może z całkowicie zaburzonego rozkładu treningów.
Kręgosłup. Na chwilę obecną nic innego – do naprawienia – się nie liczy.
Koła – bez nich jazda do Roubaix nie ma w zasadzie sensu.
Coś narasta w tle. Crescendo na dwie gitary, wieńczące The Chosen Pessimist.
How can I keep balance in this race?
Liczenia wszelkich strat, od początku tego roku, już chyba wystarczy.
Bo nie wszystkie są miłe.
Nie wszystkie są akceptowane.
Niektóre też przeczą tezie, że kolarze to twardziele.
Bo bolą strasznie. 
Come faith, I’m dying…

Komentarze