THERE IS NO DARK SIDE OF THE MOON, REALLY. IT`S ALL DARK

MIMO ŻE WIELKIM FANEM PINK FLOYD NIE JESTEM, MAM DO NICH WIELKI SZACUNEK I ESTYMĘ, BO ZALICZAJĄ SIĘ DO TEJ, NIEISTNIEJĄCEJ OBECNIE KATEGORII ZESPOŁÓW, DLA KTÓRYCH NIE WYGLĄD MIAŁ ZNACZENIE, A TWORZONA MUZYKA I NIESIONY ZA NIĄ PRZEKAZ. OBECNIE JEST DOKŁADNIE ODWROTNIE – LICZY SIĘ WYGLĄD, NIE MUZYKA. BYŁY TO CZASY ZESPOŁÓW, GDY MĘŻCZYŹNI BYLI PRAWDZIWYMI MĘŻCZYZNAMI, DZIEWCZYNY BYŁY PRAWDZIWYMI DZIEWCZYNAMI, A MAŁE STWORKI Z ALFA CANTAURI BYŁY PRAWDZIWYMI STWORKAMI Z ALFA CENTAURI
Dark side of the moon, stanowiąca – podobnie jak Czarny Album, czy Reign in blood – kamień milowy muzyki, zamyka mało znana fraza, wypowiedziana prawdopodobnie przez dozorcę budynku, w którym była nagrywana. Usłyszeć ją można w ostatnich sekundach Eclipse, i to w zasadzie tylko na słuchawkach. Fraza ta dotyczy tytułu płyty „The dark side of the moon” a w rzeczywistości jemu przeczy. Bo brzmi właśnie „There in no dark side of the moon, really. As a matter of fact, it`s all dark”.
Dzisiejsze wejście na trenażer, po wczorajszym treningu siłowym (nóg) oraz ze świadomością jutrzejszego, kolejnego treningu skojarzyło mi się właśnie z tą frazą. It`a all dark. Nie dość, że w piwnicy ciemno, to jeszcze światełka w tunelu nie widać. Ale, korzystając z wizji platońskiej, w której to rzeczywistość to tylko cienie, odbite na ścianie jaskini, zaczynam sobie wyobrażać, że te cienie pojawią się także kiedyś na ścianie ciemnej piwnicy. Nazywać się będą „forma”. Dziś też w tej intencji przejechałem się rozciągnąć poobijane mięśnie na basen.
I tym właśnie chciałem skonkludować. Otóż, co można odstawić na basenie? Nie, nie utopiłem się, ani nie spadły mi spodenki, nie pomyliłem też szatni damskiej z męską.
Chodzi o kartę multisport. Mam ją od ubiegłego tygodnia. Korzystałem z niej na siłowni. Dwukrotnie. Jadąc na basen, jechałem właśnie z myślą, że ją wykorzystam ponownie. Po to ją przecież wyrobiłem; by z niej korzystać.
Zapomniałem o niej przy okienku na basenie. I oczywiście musiałem zapłacić zwykłą stawkę.
Tak, wyraźnie wiele się zrobi, by wypracować pożądane przez wszystkich sportowców, acz równie rzadko widziane, zjawisko o nazwie „forma”.
Rzadkich zdolności nie można także odmówić zawodnikowi, który na dzisiejszym etapie Ruta del Sol, zaatakował na kilometr przed metą, korzystając z tego, ze peleton wjeżdża w techniczną część trasy miejskiej. Rozpędził się, odskoczył od peletonu, po czym – mając przewagę około 30 metrów – źle skręcił. On pojechał w prawo, peleton w lewo. I tylko szkoda, że operatorzy nie pokazali jego miny, jak zorientował się, że przeprowadził doskonały atak, tyle że w niewłaściwym kierunku.
Bo z talentem to się, panie, trzeba urodzić.

Komentarze