Zapach drzewa sandałowego, czyli temat golenia nóg przez kolarzy

Profesor Bartoszewski, którego miałem okazję poznać osobiście, niejednokrotnie powtarzał słynne credo. Prawda nie leży pośrodku.

Prawda leży tam, gdzie leży.

Dlaczego? Bo nie ma jednej, obiektywnej prawdy, nadanej raz na zawsze wszystkim.

To samo dotyczy golenia nóg przez kolarzy. Każdy ma na to wytłumaczenie (zawodowcy nieco większe), amatorzy także prześcigają się w szukaniu uzasadnień dla golenia nóg- a niektórzy mają w dupie szukanie uzasadnień i po prostu je golą. Bez szukania przyczyn. Bo tak robią wszyscy.
Dlaczego kolarze golą nogi, czyli prawda w wydaniu oficjalnym i prawda w wydaniu moim. 

A zapach drzewa sandałowego to nie konfabulacja – lata temu, gdy mój kolega, dowiedziawszy się, że zawodnicy golą nogi pojechał do okolicznej drogerii. Niestety, sytuacja odbyła się w moim towarzystwie, a całkowicie nieświadom byłem tego, co mnie czeka. Ów kolega wszedł do środka i rozpoczął długą dysputę z pracowniczkami drogerii, skądinąd ładnymi, młodymi dziewczynami, poszukując kremu do golenia o zapachu drzewa sandałowego.
Miłe panie w drogerii miały oczy jak postaci z japońskich kreskówek. On nie zmieszał się nawet na milimetr. Ja zapadłem się pod ziemię.

Dlaczego kolarze golą nogi.

Strona praktyczna – prawdziwa, którą usłyszycie od każdego kolarza, czy to amatora, czy zawodowca.
Nogi to podstawowe narzędzie zawodnika, należy o nie dbać. A jak dbać, to czasami i masować, wcierać, wycierać, przecierać. Wszystko to łatwiej ogarnąć na gładkiej nodze. Ci, których stać, mogą wcierać dziesiątki różnych maści, balsamów itp. Jasnym jest, że noga ogolona to po prostu lepiej chłonie.
Kraksy. Niestety, poobijanie, zdarcie naskórka, „szlify”, obicia, rzadziej rozcięcia – to codzienność kolarstwa. Najczęstsze są siłą rzeczy szlify, powstające po grzmotnięciu o asfalt przy dowolnej prędkości – starty naskórek dokucza koncertowo, a wszystkie zabiegi pielęgnacyjne łatwiej przeprowadzić na ogolonej nodze. Prosty przykład – zdjęcie opatrunku z nogi nieogolonej i ogolonej – zrywanie plastrów z nogi nieogolonej dodaje +15 bólu. Oczywiście, jak zdarzy się konieczność założenia szwów, też łatwiej zafastrygować skórę, pozbawioną owłosienia.
Maserzy - to dotyczy głównie zawodowców, ale mam też kolegów, korzystających z takich usług. Maser nie chce przedzierać się przez gęstwinę, tylko masować gładką skórę. Oczywiste.
Złe warunki na drodze – rzadziej zimą, bo jeździ się na „długo”, ale wiosną, latem i jesienią, gdy jeździ się w krótkich spodenkach często przy gorszych warunkach do nóg przykleja się najróżniejsze badziewie. Błoto, wklejające się we włosy na nogach powoduje oszałamiający efekt estetyczny; wygląda to jak na wole, któremu kłaki sklejają wieloletnie kołtuny, bo się przecież bydlę nie myje.
Upały. Ogolone nogi sprawiają wrażenie, że jest w nie chłodniej.
Prezencja. Niegolone nogi w kolarskich spodenkach wyglądają komicznie, zwłaszcza gdy część włosów „przelezie” przez cienki materiał. Koszmar.
Wyniki. Wśród zawodowców niejednokrotnie zbadano – w tunelu aerodynamicznym – że bez owłosienia jeździ się odrobinkę szybciej. Gdy trwa walka na trasie 260 km ze średnią 46 kh/g każdy nadprogramowy gram ma znaczenie.

Strona także prawdziwa, ale w moim wydaniu.

Identyfikacja. Wizerunkowe „wejście” do grupy. Akceptacja środowiska. W mojej ocenie warstwa psychologiczna u kolarzy – amatorów ma znaczenie fundamentalne. Chodzi o nic innego jak zwykłe UTOŻSAMIANIE się z grupą. Widząc irokeza i glany z dość dużym prawdopodobieństwem zakładać można, że mamy do czynienia z kulturą punkową (nie akceptuję określenia „subkultura”, jest pejoratywne z samej natury), widząc skórę, koszulkę Slayera i długie włosy możemy zakładać, że mamy do czynienia z kulturą metalowców, a widząc różowe tipsy, tlenione włosy, mini i ochy na widok BMW możemy zakładać, że mamy do czynienia z … skończcie sami.
To samo dotyczy braci kolarskiej. Ogolone nogi to nic innego, jak glany. Jak skórzana ramoneska.Jak różow…. nie. Nie jak różowe tipsy. To utożsamianie się z grupą, do której należymy / chcemy należeć. Kolarze zawodowi golą nogi – golę i ja.
To proste, jak przed laty lotniska na głowach fanów Depeche Mode.

Czasami zawodnicy tak rozpoczynają kolejny etap. To twardziele, z takich powodów, jak szlify, nie schodzi się z roweru. Wyobraźcie sobie, jaką przyjemnością byłoby teraz odklejenie kilograma plastrów z owłosionej nogi…

Komentarze