O BYCIU „FIT”, CZYLI O SŁOWIE BEZ ŻADNEGO ZNACZENIA


Chorwaci są zakręceni i się z założenia mylą, bo mówiąc „prawo” mają na myśli „prosto”Pułapki słowne jednak istnieją też w samym języku polskim, bo uwielbiamy się prześcigać w używaniu słów bez żadnego znaczenia.
Moralność – od lat twierdzę, że człowiekiem kierują tylko i wyłącznie dwie determinanty: instynkt stadny i instynkt przetrwania, na nic innego nie ma już miejsca. A posiadany mózg pozwala nam znajdować najbardziej pokrętne wytłumaczenia, z moralnością włącznie, dla naszych pokrętnych acz w istocie prostych zachowań.
Współczucie – jakim cudem ktokolwiek wie cokolwiek o wewnętrznym samopoczuciu innej osoby? Współczuję jest jednym ze sloganów, pozbawionych najmniejszego sensu. Straciła pani trójkę dzieci, serdecznie pani współczuję…. naprawdę? Co to znaczy „współ – czuję”? Niektórym dziennikarzom wyraźnie brakuje akademickich zajęć z empatii.
Wspominana już motywacja. Większość nie wyobraża sobie, że może jej po prostu nie być! Można do niczego nie dążyć, a można przed czymś uciekać! Gdybym za każde pytanie, które usłyszałem w ciągu ostatniego kwartału „skąd masz motywację do czterech, pięciu treningów w tygodniu” dostawał złotówkę, to już bym mógł sobie życie inaczej ułożyć. Motywacja może też być negatywna, śmiem nawet twierdzić, że taka właśnie jest w większości wypadków sportowców „wytrzymałościowych”, tyle że polityczna poprawność nie pozwala się do niej przyznać.
Moda? Co mnie obchodzi moda na „sportowy styl życia” związany najczęściej z wydawaniem bez celu kupy kasy, której akurat nie posiadam? Mówienie o modzie, gdy 99% ubrań w szafie to sama czerń, bo tak po prostu praktyczniej? Jedyne „kolorowe” to rzeczy rowerowe.
I to, co usłyszałem kilka dni temu. Na pewno prowadzisz „fit styl życia”. Co to jest fit styl życia?Współczesne straight edge bis? Każdą rybkę przytulam do wątłej piersi przed wrzuceniem do piekarnika i każdemu kurczakowi nadaję imię, zanim trafi do gara? Bzdury. Nikomu nic nie wmawiam, nikogo na nic nie namawiam. Nikogo nie zarażam swoją pasją – bo roweru nie nazywam „hobby”. Mogę go nazwać uzależnieniem, pasją, imperatywem – ale nie hobby, bo to postponacja. Rower boli. Rower jest niewdzięczny. Rower uczy pokory. Rower pokazuje charakter. To coś naprawdę innego, niż hobby, bo hobby to dwie durne rybki, pływające w akwarium na przestrzeni trzydziestu centymetrów, w nędznym habitacie, będącym namiastką „życia”. A i tak takie nędzne akwarium to znacznie ciekawszy program do oglądania, niż jakikolwiek w telewizji – zwłaszcza ostatnimi czasy.
Nie mam pojęcia, co to znaczy być „fit”. Nie chlam, bo to praktyczne i przeszkadzające w przestawieniu klasyfikacji czterdziestolatków w kolarstwie amatorskim, co zamierzam od wiosny uczynić. Poza tym po niejednym wyścigu kac endorfinowy jest znacznie większy, niż alkoholowy. I kiedy i z kim mam chlać, jak przez kolarstwo nie wiodę żadnego życia prywatnego, a każdą wolną chwilę spędzam na rowerze lub pisaniu? Jem też rozsądnie, bo po prostu chcąc wytrzymać cztery, pięć godzin treningowych nie da się po prostu „nie jeść rozsądnie”. To zwykłe, racjonalne wybory, pozbawione jakiejkolwiek ideologii czy też wizji, wynikającej z koszmarnie nudnej nowomody. Nadal nie odczuwam żadnej solidarności ze wszystkimi cyklistami świata – akceptuję cześć z nich, nie witam się symbolicznym gestem ręki z każdym jadącym na składaku a wielu członków masy krytycznej wsadziłbym do gułagu. Ot, na chwilowe przemyślenia. Idiotę, jadącego składakiem w piątek wczesnym rankiem, niemal środkiem drogi, pozbawionego żadnych odblasków, lampek czy choćby trzeźwości chętnie wrzuciłbym do rowu, tylko mi się spieszyło.
Wbrew potocznemu mniemaniu kolarstwo może stanowić odpowiedź na anhedonię. Może po prostu dawać jakąś namiastkę sensu? Stawiam pytania. Nie odpowiadam na nie. Niczego nie tłumaczę i nic nie sugeruję. Jak to kiedyś powiedział w wywiadzie Adam Darski – nikogo, prócz siebie, nie słuchaj. Na anhedonię nie ma lekarstwa, które można kupić w aptece.
To jest prawdziwa twarz kolarstwa. Gdy nie jesteś w stanie wyciągnąć dłoni po podany bidon z wodą, nie jesteś w stanie wypowiedzieć słowa a szczytem komunikatywności jest pokręcenie przeczące głową, gdy słyszysz pytanie „umarłeś”?. Gdy ze zmęczenia boisz się odwrócić głowę w bok i plujesz przed siebie, mając w nosie starą żeglarską zasadę o zakazie sikania pod wiatr. Gdy masz głęboko w nosie to, że chwilę po mecie twoja twarzy wygląda, jak po namiętnym pocałunku z niedźwiedziem, chorym na wściekliznę, a nawet nie masz sił, by to wszystko zetrzeć z twarzy.
Czy wobec tego chodzi o jakieś idiotyczne „bycie fit”?
Na pewno?

Komentarze