JEŚLI KTOŚ TWIERDZI, ŻE ROZUMIE TEORIĘ KWANTOWĄ, TO TAK NAPRAWDĘ JEJ NIE ROZUMIE

Jesper Skibby (uciekający solo) potrącony przez samochód sędziowski

POTRAFICIE WYOBRAZIĆ SOBIE GRUPĘ LUDZI SIEDZĄCYCH NA KAMIENIACH BRUKOWYCH I WYDŁUBUJĄCYCH Z PRZERW MIĘDZY NIMI WYRASTAJĄCĄ TAM TRAWĘ? DODAM, ŻE NIE MÓWIMY TU O POZBAWIONEJ OPIEKI, PLENEROWEJ WYCIECZCE PENSJONARIUSZY Z POBLISKIEGO ZAKŁADU DLA OBŁĄKANYCH

To, że takie rzeczy dzieją się na trasie Paryż Roubaix jest rzeczą oczywistą; jako światowe dziedzictwo Unesco traktowane jest z wyjątkowym pietyzmem. Włącznie z koniecznością dokonywania wszelkich napraw wyłącznie przy użyciu archaicznych metod i równie archaicznych kamieni z pobliskiego kamieniołomu w lasku Arenberg. Francja Francją; wszyscy wiedzą, jak bohaterska i waleczna jest to nacja; w starciu z trawą zawsze wygrywa, wyrywając ją całymi garściami w tylko jednym celu. By zawodnikom, jadącym po sektorach brukowych wyścigu nie było zbyt łatwo - kępy trawy między kamieniami stanowią pewnego rodzaju wypełnienie, po którym łatwiej jest przejechać. 
Niedaleko, pośród wijących się w zieleni wąskich, krętych dróg, na pobliskich, polnych wzgórzach po drugiej stronie granicy, rokrocznie odbywa się podobny spektakl, wprawiający w zdumienie wszystkich nieświadomych tego, że Flandria to kraina mlekiem i kolarstwem płynąca. Tam też, na słynnych, brukowanych wzgórzach (hellingen - to "hell" w nazwie nie jest przypadkowe), przed choćby Ronde van Vlaanderen odbywa się podobne niwelowanie kęp trawy.
Jednym z miejsc kolarskich peregrynacji jest enigmatyczny Koppeneberg. Położony nieopodal sennego Oudenaarde, spowite mgłą wzniesienie, z wijącą się i znikającą wśród drzew i krzaków sprawia lekko tolkienowskie wrażenie. Zdjęcie bez mgły; z mgłą bowiem nie byłoby widać wzniesienia...




Koppeneberg (wzgórze głów) to dystans ledwie 600 metrów plus odcinek brukowego dojazdu. Ale ze średnią 10% stromizny i dwoma "garbami" sięgającymi 22%. To ciężki podjazd; początek nie zapowiada problemów, droga rozpoczyna się całkiem dobrej jakości brukiem (choć jakość i dobry bruk w pewnym sensie stanowi oksymoron), by po wjeździe w wąwóz gwałtownie skoczyć do tych 22% przy równocześnie mocno słabnącej jakości bruku. Tam zaczyna się prawdziwe wyzwanie. 


To miejsce, które nie podnosi jeszcze jakoś specjalnie ciśnienia. Chwilę później, zza zakrętu wyłania się prawdziwa część wyzwania. To już klasyczny Tolkien... Stromizna rośnie wraz z postępującym zmęczeniem, koła ślizgają się po kamieniach, wpadają w dziury między nimi, z boku zalegają zdradliwe kopki piachu i liści, osuwające się z wąwozu. To miejsce, znane ze słynnego filmu Michała Kwiatkowskiego, gdzie wielu zawodników prowadzi rowery - stromizna powoduje, że zatrzymanie się wyklucza ponowne ruszenie. 
Szczytowa część wzniesienia Koppenberg

To miejsce, w którym często tworzy się "korek" zawodników. Jeśli jeden przewróci się, bądź oprze nogą o ziemię, pozostali też się opierają... i zaczyna się mozolna marszruta w karbonowych butach pod górę. 
Koppeneberg to miejsce wielu ciekawych zdarzeń w historii Ronde van Vlannderen; wystarczy wspomnieć o przyczynie usunięcia tego podjazdu z trasy wyścig na kilkanaście lat po potrąceniu Jespera Skibbiego przez samochód sędziowski (zdjęcie otwierające), co było o tyle niebywałe, że Skibby wówczas był samodzielnym liderem wyścigu, jechał tuż przed sędziami, którzy po prostu w niego wjechali, rozjeżdżając jego rower. Chwilkę później, odbijając w lewo, samochód potrącił też jednego z członków obsługi trasy. 
Całe wydarzenie zostało oczywiście uwiecznione. 

Oudenaarde; niewielkie, senne miasteczko, które jednak tętni życiem kolarskim. To tam właśnie jest typowo kolarski hotel, tam też jest muzeum De Ronde (miałem okazję przy nim być, jednak nie wszedłem do środka, bo uznałem, że zwiedzanie muzeum o 3 nad ranem mogłoby zainteresować lokalną, także zaspaną policję).
Inne warte odnotowania ciekawostki z De Ronde to chociażby dwukrotne zajęcie dwóch pierwszych miejsc przez dwóch, tych samych zawodników. Dwukrotnie para Peter van Petegem i Frank Vandenbroucke zameldowała się na dwóch pierwszych miejscach podium.
Tam też miały miejsca dziwne przypadki kraks, prócz wspomnianej Skibbiego - Sylvian Chavanel został potrącony przez samochód techniczny, tam też dwóch zawodników zostało zdemolowanych przez neutralny samochód Shimano. To także wyścig, gdzie na samym początku rywalizacji kraksie uległ Tom Boonen (typowany na zwycięzcę) i nie ukończył rywalizacji.
To także w De Ronde, na jednej z miliona wysepek drogowych, Johan van Summeren zaliczył koszmarną kraksę, wpadając przy tym na pewną kibicującą kobietę; to skończyło się dla niej śpiączką farmakologiczną.
Jest to wyścig, w którym cały czas coś się dzieje; nawet w wydaniu amatorskim.

Różne style pokonywania Koppenbergu przez amatorów
Przed wyścigiem amatorów ustawiana jest taka tablica motywacyjna 
Ale i zawodowcy mają swoje, indywidualne style pokonywania Koppenbergu 

Przejechałem Koppeneberg dwukrotnie. Raz samodzielnie, drugi raz z jaką lokalną parą zawodników. Nie jest to łatwy podjazd; najcięższym miejscem jest właśnie ta stoma, kręta zwężka, wiodąca po bardzo nierównych kamieniach. 
Mam nadzieję, że również przejadę - a nie przejdę - go także z końcem marca. 




Komentarze