MILICJA OBYWATELSKA (OD: MOGĄ OKRAŚĆ) A ROWERZYŚCI, CZYLI PRÓBA ÓWCZESNEJ KOEGZYSTENCJI
![]() |
Pain. Mud. Cyclocross. |
ZŁAPAŁEM SIĘ JAKIŚ CZAS TEMU NA TYM, ŻE LEKARZ, KTÓRY PRZYJMOWAŁ MNIE NA JEDNEJ Z WIZYT, NIE MIAŁ, TAK NA OKO, WIĘCEJ NIŻ SZESNAŚCIE LAT. BO NA PEWNO SIĘ JESZCZE NIE GOLIŁ. TO NATYCHMIAST SKOJARZYŁO MI SIĘ ZE SPOTKANIEM Z POLICJANTEM KWARTAŁ TEMU; TEN POLICJANT MIAŁ CHYBA AŻ ZE DWADZIEŚCIA LAT, WIĘC MÓWIĘ MU - PRZYJDŹ DZIECKO Z RODZICAMI, WÓWCZAS POROZMAWIAMY
O ile pamiętam, w tamtych czasach nie tylko ja miałem równie osobliwe spotkania z policjantami, zatrzymującymi rowerzystów. Otóż często zdarzało się, że po prostu spuszczali rowerzystom powietrze z kół. I nie wymagane było do tego żadne przewinienie; ot kaprys, polegający na zmuszaniu dzieciaków "dla ich bezpieczeństwa" do wracania do domu na piechotę. Co to była za durna moda? Lata temu spotkało mnie w jednej z okolicznych miejscowości; jednak na tyle odległej, że powrót do domu zająłby mi na piechotę ze dwie godziny. Na moje szczęście dość żwawo poruszałem się rowerem, więc udało mi się uniknąć pieszego powrotu.
Innym razem przygotowywałem się do jazdy na czas. Mój tata jeździł wówczas Tarpanem - uroczym, trzybiegowym samochodem, którym to i ja nauczyłem się jeździć, jeszcze sporo czasu przed wyrobieniem prawa jazdy.
Jego spora buda sprzyjała ćwiczeniu szybkości, jadąc za samochodem. Po podniesieniu plandeki, przez wewnętrzną szybę między kabiną a paką, zyskiwałem dobry widok na drogę przed samochodem.
W ten sposób wybraliśmy się kiedyś rodzinnie do Łomży (stamtąd pochodzi większa część mojej familii). To 150 km od Otwocka. Ówczesne drogi nie przypominały nawet aktualnych pasów awaryjnych, ale i ruch był nieco mniejszy, więc dało się w ten sposób jechać. Za samochodem pędziło się w wytwarzanym przezeń tunelu aerodynamicznym, bez oporów powietrza.
Jadąc tak jednak należało mocno uważać; spóźnione nieco hamowanie skończyć się mogło w najlepszym przypadku amatorską trepanacją czaszki, wykonaną poprzez przebicie się głową przez karoserię samochodu.
Jedziemy taką osobliwą kawalkadą do Łomży. Z rzadka mijające nas samochody regularnie zwalniały, popatrzeć czy przypadkiem nie jadę na holu. Zaznaczam, że wolno nie jechaliśmy, bo w treningowym rowerze miałem pełne przełożenie, nie ograniczone do wymogów wyścigów młodzików. Czyli dało się jechać naprawdę szybko...
Na odcinku szerszej, szybszej drogi przed Wyszkowem zatrzymuje nas policja. Jako że wyraźnie "machał" na samochód, ja wywinąłem lekko w prawo, odbiłem na pobocze i pojechałem sobie dalej grzecznie prosto, rzecz jasna zwalniając. Jak się później okazało, ów policjant zatrzymał nas tylko w jednym celu; przekonać się, że da się tak szybko jechać rowerem... po prostu chciał pogadać, by zaspokoić swoją ciekawość. Na rowerze wyścigowym tak bym nie pojechał; mieliśmy chyba 46 lub 48 z przodu, z tyłu najniższa chyba 14... czy jakoś tak, szczegółów takich nie pamiętam za dobrze. Ale na rowerze treningowym miałem z przodu dużą, "dorosłą" szosową zębatkę..
Obyło się bez mandatu. Policjant po zwróceniu uwagi na "potencjalne zagrożenie zdrowia i życia", polegające na wysoce prawdopodobnym odciśnięciu swojej facjaty w burcie samochodu pozwolił nam kontynuować ów osobliwy trening szybkościowy do samej Łomży.
Co ciekawe, do samej Łomży dojechaliśmy w czasie porównywalnym z innymi podróżami tym samym samochodem, bo Tarpan, jak przystało na trzybiegową skrzynię biegów, prędkość maksymalną rozwijał zaiste imponującą...
Komentarze
Prześlij komentarz