TYROL, JAK WIADOMO, SPECJALIZUJE SIĘ W SPORTACH ZIMOWYCH, DLATEGO ZORGANIZUJE MISTRZOSTWA W KOLARSTWIE SZOSOWYM
TYROL – A KONKRETNIEJ INNSBRUCK – ZDOBYŁ OLBRZYMIE DOŚWIADCZENIE ORGANIZUJĄC WIELKIE IMPREZY SPORTOWE, Z KTÓRYCH ZDECYDOWANA WIĘKSZOŚĆ JEST ROZGRYWANYCH ZIMĄ. DWUKROTNA ORGANIZACJA IGRZYSK OLIMPIJSKICH ORAZ ZAKWALIFIKOWANIE SIĘ DO GRONA MIAST, LICZĄCYCH SIĘ W ROZGRYWCE O ORGANIZACJĘ KOLEJNYCH, BUDZIĆ POWINNO ZASŁUŻONY RESPEKT. LICZBA RÓŻNYCH, MISTRZOWSKICH IMPREZ (BOBSLEJE, ZJAZDY, PCHANIE KAMIENI PO LODZIE, CO NIESŁUSZNIE NAZWANO „CURLINGIEM”, A POWINNO NAZYWAĆ SIĘ DRUGĄ Z NAJBARDZIEJ EKSCYTUJĄCYCH DYSCYPLIN, ZARAZ PO SZACHACH). JEDNAK CZY SPROSTA ORGANIZACJI CZEGOŚ TAK ODMIENNEGO OD WIELKICH IMPREZ, ROZGRYWANYCH JEDNAK W ZAMKNIĘTYCH OBIEKTACH? CZYM INNYM JEST STACJONARNA IMPREZA, A CZYMŚ ZGOŁA ODMIENNYM TRASA, DŁUGOŚCI 270 KM, WIJĄCA SIĘ WŚRÓD MIAST, DOLIN I GÓR…
Nie byłbym sobą, gdybym na tak postawione pytanie odpowiedział krótko i zwięźle: tak. Innsbruck, Tyrol jak cała Austria – poradzą sobie z tym doskonale. Baza hotelowa, baza gastronomiczna, noclegi w prywatnych gościńcach, najróżniejsze knajpy, wyśmienita znajomość angielskiego wśród przedstawicieli nawet starszego pokolenia (zwracam uwagę na to, bo dość wymagające jest rozumienie tyrolskiej odmiany niemieckiego, głównie w wydaniu starszych pokoleń), komunikacja oraz wszystko, co wynika z bycia krajem parającym się szeroko pojętą turystyką predestynuje ten region do przeprowadzenia tak skomplikowanej imprezy sportowej na najwyższym z możliwych poziomie. Najwyższym, kąśliwie podkreślę, bo kolarze będą musieli wspinać się na naprawdę sięgające chmur odcinki tras…
Podkreślić także należy, że Austriacy postawili poprzeczkę bardzo wysoko (sic!; znów ta wysokość), gdyż każdy z wyścigów wystartuje w innym miejscu, by dotrzeć do mety, wyznaczonej niemalże w centrum Innsbrucka. By nie być gołosłownym – zawodniczki do jazdy na czas wystartują z Wattens (fabryka kryształów Swarovskiego), zawodnicy do jazdy na czas wystartują z najmniejszego miasta Austrii (Rattberg) a jazda drużynowa na czas zacznie się z Area 47 w Otztal. Start wspólny mężczyzn rozpocznie się w Kufstein. Barwne peletony przemierzą więc równie barwny Tyrol z różnych kierunków, by, „zahaczając” o kilka znanych, turystycznych atrakcji, spotkać się w bijącym sportem sercu barwnego Innsbrucku.
Bezdyskusyjnym jest także fakt, że Innsbruck jest doskonale przygotowany pod względem logistycznym do organizowania tak wielkich imprez. Świadczyć o tym może aż 340 tysięcy miejsc noclegowych (jak wspominałem, trudna do zliczenia jest liczba miejsc noclegowych w prywatnych gościńcach).
Tyrolczycy, mimo przywiązania do koszmarnie drogich i równie zabawnych ludowych strojów(przechadza się w nich naprawdę wielu mężczyzn, za każdym razem widząc takiego kultywatora tradycji mimowolnie nadstawiałem uszu w nasłuchiwaniu, skąd dobiegnie jodłowanie), są niezwykle kontaktowi, komunikatywni i perfekcyjnie zorganizowani (chodzą plotki, że niedaleko stamtąd mieszkający Szwajcarzy od Tyrolczyków właśnie zapożyczyli swoją przysłowiową dokładność i solidność. Zegarki i scyzoryki też). Co ciekawe, pewien zapytany przeze mnie autochton o rzeczone stroje bez skrępowania powiedział, że mają takie wytyczne od kierownictwa, by turystów witać w takich właśnie, ludowych przyodziewkach, acz w niczym im to nie przeszkadza, bo czują się z nimi emocjonalnie związani. Cóż, po podpatrzeniu w jednym ze sklepów na starówce w Kufstein ceny takiego stroju, także byłym do niego bardzo przywiązany…
Na samym aspekcie trasy skupię się w innym wpisie; tu mówię o emocjach. Wrażeniach. Obserwacjach. Ludziach. I niebywałych okolicznościach przyrody…
Jak wiecie, jestem kolarzem – amatorem (z naciskiem na „amator” – to dedykuję Markowi Stramowi, zawsze przedstawiającym się „Stram, z naciskiem na R”), więc z pełną świadomością stwierdzam, że w czasie wyścigu zawodnicy nie mają bladego pojęcia, gdzie są i jakie przepiękne krajobrazy czasami ich otaczają (poza Mistrzostwami Świata w Dausze, bo tam otaczał ich tylko piach, z urozmaiceniami w postaci burzy piaskowej). Zawodnicy w czasie wyścigu widzą najczęściej jedną z trzech rzeczy: asfalt (gdy zawodnik prowadzi peleton), tylne koło i cztery litery kolegi z przodu (gdy jedzie na kole) oraz ciemność (jak pokonują podjazdy). Wszystko to oczywiście jest lekko rozmyte przez pot, zalewający oczy. Dodam, że podjazdów na trasie Kufstein – Innsbruck nie brakuje…
Miałem przyjemność być uczestnikiem wyjazdu prasowego, połączonego z prezentacją i objazdem trasy Mistrzostw Świata w Kolarstwie Szosowym, które rozegrane zostaną w Innsbrucku. W kilku najbliższych wpisach przedstawię Wam swoje odczucia (kogo obchodzą analizy, fakty? cyferki są nudne), wrażenia oraz emocje, związane z przejechaniem całej trasy austriackim rowerem. Podkreślam to, bo miłe jest uczucie, gdy dostajesz do dyspozycji rower, w którym nie musisz martwić się o klocki hamulcowe i przebitą dętkę…zupełnie też inaczej przejeżdża się takim rowerem po błocie….
Zapraszam Was na osobliwą, jak wszystko w moim wydaniu, wycieczkę po Tyrolu.
Podaj mi dłoń, zamknij oczy i koniecznie zapnij pasy…
NA ZDJĘCIU WIDAĆ ZAMEK, SPOD KTÓREGO RUSZY PELETON MĘŻCZYZN ZE STARTU WSPÓLNEGO, ZNAJDUJE SIĘ ON W CENTRUM KUFSTEIN
Komentarze
Prześlij komentarz